Robert Kubica nie należy do krezusów F1. Zarabia ułamek tego, co Lewis Hamilton

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica

Zarobki w Formule 1 to temat tabu. Według nieoficjalnych danych, Robert Kubica zgarnie w tym roku 570 tys. dolarów. Dla przeciętnego Kowalskiego to sporo, ale... Najlepiej opłacany w stawce Lewis Hamilton może liczyć na aż 57 mln dolarów. Rocznie!

Najlepsi kierowcy Formuły 1 nie mogą narzekać na wysokość pensji. Od czasów Michaela Schumachera, który okazał się zbawieniem dla Ferrari, możemy zaobserwować znaczący wzrost wynagrodzeń dla tych najlepszych. Dlatego obecnie nikogo nie dziwi, gdy ekipy licytują się o angaż topowego zawodnika.

Kubica nie należy do krezusów

Jednak Robert Kubica znajduje się na szarym końcu listy płacowej. Według "Racing Elite", kierowca Williamsa w tym roku będzie mógł liczyć na skromne 570 tys. dolarów. To niewiele zważywszy na to, jak kształtowały się zarobki krakowianina w królowej motorsportu przed wypadkiem w Ronde di Andorra.

Nowe barwy spodobały się Robertowi Kubicy. Czytaj więcej! 

W rekordowym 2010 roku jego pensja w Renault miała wynosić ok. 8 mln dolarów. Połowę tej kwoty zgarniał sezon wcześniej, gdy rozstawał się z BMW Sauber. Pierwszy kontrakt Kubicy, podpisany właśnie z zespołem z Hinwil, gwarantował mu w roku 2006 zarobki na poziomie 900 tys. dolarów.

ZOBACZ WIDEO Kubica o swoim powrocie do F1: Czuje się, jakbym debiutował raz jeszcze

Skąd taka zmiana w przypadku Polaka? Powodów jest kilka. Kubica chciał wrócić do F1 po kilkuletniej przerwie, więc jego pozycja negocjacyjna nie była najmocniejsza. Na dodatek Williams był jedynym zespołem skłonnym dać szansę 34-latkowi, a brytyjska ekipa nie należy do najmożniejszych w stawce. Dość powiedzieć, że George Russell będzie mógł liczyć na jeszcze mniejsze przelewy. Młody Brytyjczyk za rok startów ma otrzymać 180 tys. dolarów.

Co więcej, w roku 2010 Kubica znajdował się na krzywej wznoszącej. Był młody, wróżono mu wielką karierę w królowej motorsportu, typowano go na przyszłego mistrza. Zaciekła walka o jego usługi przed sezonem 2010 doprowadziła do tego, że podpisał rekordowy kontrakt. Teraz jego sytuacja jest inna. Dopiero jeśli nadchodzący sezon będzie dobry w jego wykonaniu, Polak zyska argumenty, by podbić stawkę w trakcie rozmów.

Hamilton i Vettel odjechali rywalom

Większość stawki może jednak pomarzyć o zarobkach na poziomie Lewisa Hamiltona czy Sebastiana Vettela. Brytyjczyk w zeszłym roku bardzo długo negocjował warunki umowy z Mercedesem, aż w padoku rozpoczęły się żarty na temat Toto Wolffa, który miał szukać w portfelu dodatkowych drobnych na kontrakt aktualnego mistrza świata.

Polak może pomarzyć o gażach, jakie otrzymują największe gwiazdy
Polak może pomarzyć o gażach, jakie otrzymują największe gwiazdy

Negocjacje Hamiltona z Mercedesem były dość nietypowe, bo każda ze stron była na siebie skazana, a mimo to dyskusje przeciągały się w nieskończoność. Niemcy doskonale wiedzieli, że Brytyjczyk to najlepszy kierowca w stawce, który jest gwarantem kolejnych zwycięstw i tytuł. 34-latek zaś miał świadomość, że jeśli chce pozostać na topie, to musi wybrać ofertę z Brackley.

Williams bez konkretnego celu w tym sezonie. Czytaj więcej! 

Podobnie było w przypadku Vettela, który swoją umowę podpisywał dwanaście miesięcy wcześniej, w roku 2018. Wówczas była ona najwyższą w F1. Lider Ferrari może liczyć na 45 mln dolarów rocznie. Wydaje się jednak, że to ostatni tak wysoki kontrakt Niemca w karierze. Gdy w przyszłym sezonie zasiądzie on do stołu, jego pozycja negocjacyjna nie będzie już tak mocna. Zwłaszcza, jeśli po raz kolejny przegra walkę o tytuł z Hamiltonem.

Tuż za tą dwójką znalazł się Daniel Ricciardo, który już na początku ubiegłego roku zapowiadał, że chce podpisać kontrakt swojego życia, bo zbliża się do kluczowego momentu swojej kariery. Ostatecznie 29-latka wielkimi pieniędzmi skusiło Renault. Francuzi mają przelewać na konto Australijczyka aż 17 mln dolarów rocznie. Taka kwota sprawiła, że Ricciardo nie miał oporów, by porzucić Red Bull Racing, czyli ekipy, która była zdecydowanie lepsza niż Renault w zeszłej kampanii.

Przypadki Alonso i Raikkonena

W tym roku w Formule 1 nie zobaczymy już Fernando Alonso, a ta wiadomość ucieszyła... księgową McLarena. Doświadczony Hiszpan zgarniał aż 30 mln dolarów rocznie. I to w sytuacji, gdy ekipa z Woking znalazła się na tyłach stawki wskutek problemów z samochodem i silnikiem. Nieco pokrzywdzony mógł się czuć jego zespołowy kolega Stoffel Vandoorne, który do niedawna zgarniał ok. 5 mln dolarów.

O tym, że królowa motorsportu potrafi być bezwzględna przekonał się też Kimi Raikkonen. Gdy jeszcze startował w Ferrari, mógł liczyć na 40 mln dolarów rocznie. Transfer do Alfy Romeo wiązał się dla Fina ze znaczną obniżką wynagrodzenia. Wprawdzie w zespole z Hinwil fiński kierowca będzie mieć "więcej radości ze ścigania", ale na jego konto trafiać będzie tylko 4,5 mln dolarów.

Po drugiej stronie barykady znalazł się za to Charles Leclerc, który zajął miejsce Raikkonena w Ferrari. Wschodząca gwiazda F1 może poszczyć się imponującą podwyżką. Jego zarobki w ciągu dwunastu miesięcy wzrosły z poziomu 150 tys. dolarów do 3,5 mln dolarów.

Skąd biorą się takie dysproporcje w pensjach kierowców? Powód jest prozaiczny. O ile budżet Ferrari na jeden sezon startów w F1 wynosi ponad 400 mln dolarów, o tyle mniejsze ekipy mają do dyspozycji kwoty sięgające 150-200 mln dolarów.

Kontrakt to nie wszystko

Kwoty podane w zestawieniu "Racing Elite" są nieoficjalne. Należy przy tym pamiętać, że na kontrakt kierowcy F1 składa się wiele czynników, jak chociażby dodatkowe premie za zwycięstwa, miejsca na podium czy tytuł mistrzowski.

Ponadto najlepsi zawodnicy mogą też liczyć na kontrakty indywidualne ze sponsorami i dodatkowy zarobek. Lewis Hamilton jest związany z marką Tommy Hilfiger, dla której zaprojektował nawet kolekcję ubrań. Bardzo chętnie pokazuje się też w słuchawkach Bose, ma też swój własny napój w ramach współpracy z Monster Energy.

Komisja Europejska przyjrzy się zespołom F1. Czytaj więcej! 

Utrata indywidualnego sponsora może zaboleć, o czym przekonał się zespołowy partner Hamiltona. Valtteri Bottas na początku roku zakończył współpracę z fińską firmą Wihuri. Oznacza to dla niego stratę na poziomie kilku milionów dolarów rocznie.

Ciekawy jest też przypadek pay-driverów. Kontrakt Lance'a Strolla opiewa na kwotę 1,2 mln dolarów, podczas gdy startuje on w zespole należącym do jego ojca Lawrence'a, który wydał na zakup Racing Point ponad 100 mln dolarów. Wcześniej kanadyjski miliarder wyłożył też zawrotne sumy na szkolenie syna i jego starty w Williamsie.
W przypadku Kubicy sporo zaś mówi się o Orlenie, który został oficjalnym partnerem Williamsa. Polski gigant paliwowy miał wyłożyć na sponsoring ekipy z Grove nieco ponad 10 mln dolarów. Powyższa kwota trafiła na konta Williamsa i zgodnie z treścią umowy sponsorskiej, gwarantuje Orlenowi dość znaczącą ekspozycję loga na modelu FW42.

Zarobki kierowców w Formule 1 - rok 2019:

Lp.KierowcaZespółKwota
1 Lewis Hamilton Mercedes 57 mln dolarów
2 Sebastian Vettel Ferrari 45 mln dolarów
3 Daniel Ricciardo Renault 17 mln dolarów
4 Max Verstappen Red Bull Racing 13,5 mln dolarów
5 Valtteri Bottas Mercedes 8,5 mln dolarów
6 Kimi Raikkonen Alfa Romeo 4,5 mln dolarów
7 Nico Hulkenberg Renault 4,5 mln dolarów
8 Carlos Sainz McLaren 4 mln dolarów
9 Charles Leclerc Ferrari 3,5 mln dolarów
10 Sergio Perez Racing Point 3,5 mln dolarów
11 Romain Grosjean Haas 1,8 mln dolarów
12 Pierre Gasly Red Bull Racing 1,4 mln dolarów
13 Lance Stroll Racing Point 1,2 mln dolarów
14 Kevin Magnussen Haas 1,2 mln dolarów
15 Robert Kubica Williams 570 tys. dolarów
16 Daniił Kwiat Toro Rosso 300 tys. dolarów
17 Lando Norris McLaren 260 tys. dolarów
18 Antonio Giovinazzi Alfa Romeo 230 tys. dolarów
19 George Russell Williams 180 tys. dolarów
20 Alexander Albon Toro Rosso 170 tys. dolarów
Źródło artykułu: