Nierówny podział zysków w Formule 1 doprowadził do utrwalenia przewagi Mercedesa, Ferrari i Red Bull Racing nad resztą stawki. Wystarczy przeanalizować wyniki z ostatnich miesięcy. Tylko trzykrotnie zdarzyło się, by reprezentant mniejszej ekipy stanął na podium.
W Azerbejdżanie, w przypadku dość chaotycznych wyścigów, na "pudle" znajdowali się Lance Stroll (rok 2017) i Sergio Perez (2016, 2018). W F1 doszło do sytuacji, w której kierowca będąc związanym z Renault czy McLarenem wie, że w normalnych okolicznościach może walczyć co najwyżej o siódme miejsce.
Czytaj także: Robert Kubica i historia niewidomej Julii
Podział na wielką trójkę i resztę stawki to już przeszłość. Na naszych oczach wykreował się nowy układ mocy w F1. Wielka trójka, środek stawki i Williams. Brytyjczycy drugi sezon z rzędu skonstruowali tak słaby samochód, że Robert Kubica i George Russell przed sobotnimi kwalifikacjami nawet nie mieli co marzyć o innej pozycji niż 19. i 20.
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk o dramatycznym wypadku Kubicy: W głowie kołatały się najgorsze myśli
Ogromny ścisk panuje za to w środku stawki, bo każdy z zespołów zimą dokonał wzmocnień. Efekt jest taki, że bardzo trudno wyrokować, kto może zająć czwarte miejsce w klasyfikacji konstruktorów na koniec sezonu. Dość niespodziewane wyniki kwalifikacji w Melbourne zdają się sugerować, że w najlepszej dyspozycji w tym gronie jest Haas. To zaskoczenie, bo zimowe testy nie były udane dla Amerykanów.
- Nie odważę się powiedzieć, kto będzie liderem reszty stawki. Haas pokazał się z dobrej strony, Renault też. My również jesteśmy zadowoleni z tego, co udało nam się osiągnąć - skomentował Jody Egginton, dyrektor techniczny Toro Rosso.
Brytyjczyk nie ma też problemu ze wskazaniem, że Williams jest teraz z dala od rywali. - W środku stawki mamy sześć ekip. Bo bądźmy szczerzy, Williams ma sporo pracy do wykonania. Sami to przyznają - dodał.
Podczas gdy inne zespoły ze środka stawki zimą wzmacniały się i rekrutowały nowych pracowników, Williams walczył o przetrwanie. Na wyścig w Australii przyjechał bez dyrektora technicznego Paddy'ego Lowe'a, który wybrał się na urlop.
- Przygotowanie wszystkich części na weekend w Australii wymagało ogromnej pracy w Grove. Wszystko po to, by zapewnić kierowcom jak największy komfort - powiedział starszy inżynier wyścigowy Dave Robson, który przejął część obowiązków Lowe'a. Mimo jego słów, Robert Kubica narzekał po piątkowych treningach na brak części zamiennych.
Z nowym podziałem sił w F1 zgadza się też Lewis Hamilton, który już przy okazji testów w Barcelonie twierdził, że czeka nas najlepszy sezon od lat. - Trzy ekipy są na czele, ale środek stawki się wyrównał. Dzielą ich minimalne różnice. Nie wiem, kto w tej chwili jest czwarty. Zwykle między czołową trójką a resztą była duża przerwa. Teraz jej nie ma - skomentował kierowca Mercedesa.
Czytaj także: Williams zrozumiał istotę problemu
Hamilton w Q1 w Australii wywalczył czas 1:22.043. Dla przykładu, Kevin Magnussen z Haasa czy Nico Hulkenberg z Renault ustanowili czasy o pół sekundy gorsze. George Russell był wolniejszy od Brytyjczyka o cztery sekundy. Do wyżej sklasyfikowanego kierowcy stracił 1,3 s. To dowód na to, że Williams jeździ we własnej lidze. Niestety, w tej najsłabszej.