To jedna ze zmian regulaminowych do jakiej doszło w momencie, gdy Robert Kubica przebywał poza światem Formuły 1. Od roku 2014 kierowcy mogą bowiem sami wybierać numery startowe. Wcześniej przypisywano je na podstawie pozycji, jakie zajął dany zespół we wcześniejszym sezonie.
W ten sposób 34-latek stanął przed wyborem. Postawił na 88. Powstało wiele teorii na ten temat. Niektórzy twierdzili, że to nawiązanie do jedynego wygranego wyścigu przez Polaka. Triumf w Kanadzie miał bowiem miejsce 8 czerwca 2008 roku.
Czytaj także: Kolejne niedokręcone koło u Grosjeana
Odpowiedź jest jednak inna - 8 to ulubiona liczba polskiego kierowcy. Ponieważ w królowej motorsportu ten numer jest już zajęty przez Romaina Grosjeana, reprezentant Williamsa postanowił go "zdublować" i tak powstało 88.
Kierowca przed startem nowego sezonu musi zgłosić do FIA trzy propozycje numeru startowego. Kubica nie chciał zdradzić, jakie inne opcje brał pod uwagę. Mówi się, że brał też pod uwagę 4, bo z takim numerem odniósł wygraną w Kanadzie. Ostatecznie trafił on jednak do Lando Norrisa, który debiutuje w tym roku w F1 w barwach McLarena.
Czytaj także: Bottas tłumaczy się z wulgaryzmów
Z 88 w królowej motorsportu startował już Rio Haryanto. Miało to miejsce w sezonie 2016. Zgodnie z regulaminem FIA, numer był zastrzeżony dla Hindusa aż do końca roku 2018. Ponieważ jednak nie oglądamy go w stawce F1, ponownie stał się dostępny i Kubica mógł z niego skorzystać.
Kierowcy mają do wyboru numery od 1 do 99, przy czym "jedynka" przysługuje jedynie aktualnemu mistrzowi świata. Lewis Hamilton od kilku lat sukcesywnie jednak odmawia z prawa do jej korzystania, stawiając na promowanie własnego numeru. Brytyjczyk startuje z 44 na samochodzie.
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Szanse Roberta Kubicy w zespole Williamsa? Musimy zejść na ziemię
Robert ty ancymonie czyzby ukryty przekaz?