Łukasz Kuczera: Kłamstwa i ignorancja ws. Roberta Kubicy (komentarz)

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica

Powrót Roberta Kubicy do F1 ma tylu zwolenników, co przeciwników. Polaków boli też to, że Orlen wsparł finansowo Williamsa. Powtarzają przy tym szereg kłamstw, wykazując się ignorancją.

Trudno znaleźć przyczynę tego zjawiska. Być może to zadanie dla psychologów, ale Robert Kubica znajduje się w ścisłej czołówce polskich sportowców, jeśli chodzi o hejt ze strony kibiców. Czy to kwestia tego, że wskutek wypadku w rajdzie samochodowym przerwał on swoją karierę w Formule 1? Nie wiem.

Czytając jednak komentarze internautów w trakcie Grand Prix Australii, włos stawał dęba na głowie. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że wiele osób zabiera głos bez fundamentalnej wiedzy, powtarzając przy tym kłamstwa. Oto najważniejsze z nich.

Kłamstwo 1: niesprawna ręka nie pozwala Kubicy na rywalizację

Argument wracający niczym bumerang. Może i Kubica nie uniesie w prawej ręce torby z zakupami ważącej 5 kg, ale to nie dyskwalifikuje go jako kierowcy F1. Wszyscy zabierający głos w tej sprawie powinni sobie otworzyć tabelkę z czasami z testów na Hungaroringu w roku 2017.

ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Szanse Roberta Kubicy w zespole Williamsa? Musimy zejść na ziemię

To był pierwszy występ Polaka za kierownicą samochodu F1 nowej generacji. Nie miał większego doświadczenia, a znalazł się w środku stawki. Wtedy miał jednak do dyspozycji bardziej konkurencyjny samochód Renault, którego konstrukcja była lepsza od tej jaką stworzył Williams na sezon 2018 czy 2019.

F1 to bowiem skomplikowany sport. W nim większość zależy od maszyny, a nie człowieka. Za kierownicą Williamsa niewiele zdziałałby sam Lewis Hamilton. Wymaga to jednak elementarnej wiedzy. To nie jest piłka nożna czy siatkówka, gdzie sportowiec może błysnąć bez wsparcia maszyny.

I co najważniejsze, żaden zespół nie zatrudni kierowcy, co do którego nie ma przekonania. Williams miał inne opcje, jeśli chodzi o fotel w zespole. Pojawiali się chętni z grubym portfelem, jak chociażby Esteban Gutierrez czy Siergiej Sirotkin. Zespół widział jednak, jaką pracę wykonuje Kubica w symulatorze czy podczas treningów, i wiedział, że niesprawna ręka nie przeszkadza mu w jeździe.

Czytaj także: Williams znalazł sojusznika w Renault

Kubica zdał też śpiewająco testy FIA, mające na celu sprawdzanie kondycji i sprawności fizycznej. Mimo kontuzjowanej ręki najszybciej opuścił kokpit samochodu i to z zamontowanym systemem Halo (obręcz chroniąca od góry kierowców), co nie należy do łatwych zadań. Co jeszcze musi zrobić, aby przestano powtarzać argument ws. jego ręki?

Kłamstwo 2: Kubica jest słaby, bo wygrał jeden wyścig

Jeden z zabawniejszych argumentów. Kubica po niedzielnym Grand Prix Australii ma na swoim koncie 77 wyścigów w F1, a tylko jedną wygraną na koncie. To oznaka, że jest słaby. I tylko polskie media kreują go na gwiazdę. Takie opinie można znaleźć w internecie.

Tyle że to Lewis Hamilton, Nico Rosberg i Fernando Alonso określili Polaka mianem największego rywala, z jakim kiedykolwiek przyszło im się ścigać. Każdy z tej trójki ma na swoim koncie tytuł mistrzowski w F1, więc doskonale wie, o czym mówi.

Jedno zwycięstwo Kubicy to efekt tego, że nigdy nie znalazł się w konkurencyjnym zespole. Sam Alonso, gdy trafił w ostatnich latach do McLarena, choć uważany jest za geniusza kierownicy, nie był nawet w stanie włączyć się do walki o podium.

Czytaj także: Dlaczego Williams jest ostatni?

Kubicę trzeba oceniać przez pryzmat tego, co dokonywał za kierownicą dość przeciętnych samochodów. Jak chociażby w roku 2010, gdy mając do dyspozycji niekonkurencyjne Renault kilkukrotnie zameldował się na podium.

To nic, że w ostatnim "The Grand Tour" nawet Jeremy Clarkson i jego ekipa pogratulowali Kubicy powrotu do F1. Przeciętny Polak nadal wie lepiej.

Kłamstwo 3: Orlen zapłacił Williamsowi 100 mln zł

Temat tak gorący, że chętnie poruszają go nawet politycy. Chociażby Janusz Korwin-Mikke. I znów, świetna okazja do wykazania się niewiedzą.

Orlen nie zapłacił 100 mln zł. Umowa została podpisana według schematu 1+1. Za pierwszy rok współpracy na konto Williamsa ma zostać przelane ok. 10 mln euro. Kolejna transza zostanie przekazana w roku 2020, jeśli obie strony będą zadowolone ze współpracy.

To najwyższa umowa sponsoringowa w historii polskiego sportu, ale gdy rok wcześniej Lotos był gotów dorzucić Williamsowi ok. 7 mln euro za starty Kubicy, głosów krytyki nie było. Druga kwestia, spółki skarbu państwa wydają w skali roku znacznie więcej. Nie tylko na sport, ale też marketing. Jakie profity mają PKO czy Lotto ze sponsorowania piłkarskiej Ekstraklasy? Albo KGHM ze wspierania Zagłębia Lubin? Czemu tego nikt nie krytykuje?

Inna kwestia, że 10 mln euro to wcale nie tak dużo jak na promocję w świecie F1. Sponsorzy Siergieja Sirotkina rok wcześniej dali Williamsowi dwa razy tyle, a logotypów SMP Racing na samochodach i kombinezonach brytyjskiej ekipy było znacznie mniej.

Kłamstwo 4: wsparcie Kubicy to przykrycie "taśm Morawieckiego"

Być może kwestia wsparcia Orlenu dla Williamsa jest tak gorąca, bo ludzie łączą ją z "taśmami Morawieckiego", na których obecny premier w roku 2011 (jeszcze jako prezes jednego z banków) cieszył się z wypadku Kubicy i tego, że nie będzie musiał sponsorować polskiego kierowcy.

Rozmowy na temat wsparcia Orlenu rozpoczęły się wcześniej, niż ukazało się nagranie z Mateuszem Morawieckim. Był to autorski pomysł prezesa Daniela Obajtka. Jeśli ktoś myśli, że rano ukazują się taśmy, a wieczorem zapada decyzja o wyłożeniu tak zawrotnej sumy na sponsoring, to jest w głębokim błędzie. Albo nie zna się na regułach prowadzenia biznesu.

Kłamstwo 5: Kubica zdublowany przez Russella

Hasło nośne, bo w końcu obaj mają taki sam sprzęt. Skoro młody Brytyjczyk zdołał zdublować Polaka, to znaczy, że ten się nie nadaje do F1? Prawda? Niekoniecznie, a taką narrację starają się przedstawiać niektórzy.

Fakty są takie, że Kubica startował samochodem z uszkodzoną podłogą, bo Williams nie miał części zapasowych w Australii. To ma wpływ na tempo wyścigowe. George Russell miał sprawną maszynę. Na pierwszym okrążeniu w Polaka wjechał Pierre Gasly, przez co zniszczył mu przednie skrzydło. Kubica nie tylko musiał zjechać na pit-stop, ale też wskutek tego zdarzenia pogłębiły się usterki w jego podłodze.

I najważniejsze, dla Williamsa wyścig w Australii był okazją do testów. Kubica z tego powodu odbył aż trzy pit-stopy, a nie dwa tak jak Russell. Zjazd na dodatkowy postój u mechaników to kwestia kilkunastu sekund. Dlatego kierowca z Polski został zdublowany przez zespołowego partnera.

Źródło artykułu: