Formuła 1 jest krytykowana za brak akcji na torze i manewrów wyprzedzania. Wyjściem są strefy DRS, w których kierowcy mogą aktywować tylne skrzydło i podjąć próbę pokonania rywala. Eksperci zwracają jednak uwagę na to, że jest to sztuczne wyprzedzanie, bo kierowca broniący pozycji jest bezbronny.
Tymczasem w Bahrajnie będą aż trzy strefy DRS. Oznacza to, że na każdej dłuższej prostej toru Sakhir kierowcy będą dysponować dodatkową "bronią". Dodatkowo w tym roku w F1 wprowadzono nową aerodynamikę, co powinno sprzyjać bezpośredniej walce.
Czytaj także: George Russell spanikował na starcie
- Dzięki DRS nowe przepisy działają. Jednak w pewnym sensie nie chciałbym, abyśmy wyprzedzali tylko za sprawą DRS. Byłbym nawet fanem tego, aby odejść od tych stref. Jednak w tej chwili jest to rozwiązanie konieczne na niektórych obiektach - powiedział Max Verstappen na łamach "Motorsportu".
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Szanse Roberta Kubicy w zespole Williamsa? Musimy zejść na ziemię
Z Verstappenem zgodził się Lewis Hamilton. - DRS pomaga, bo wyścigi gwarantują kiepskie widowisko ze względu na projekty samochodów, jakie mamy. Sytuacja jest jaka jest. Nie możemy zmienić fundamentów obecnych pojazdów. W efekcie trzeba kombinować, by ściganie i wyprzedzanie było łatwiejsze - ocenił mistrz świata w rozmowie z dziennikarzami.
Zimą szefowie F1 twierdzili, że zmieniona aerodynamika zwiększy liczbę manewrów wyprzedzania. Tymczasem w Australii podczas pierwszego weekendu wyścigowego nie było większej różnicy względem ubiegłego roku. Dodanie dodatkowej strefy DRS w Bahrajnie może świadczyć o tym, że nowe regulacje nie zdały egzaminu.
Czytaj także: Robert Kubica o sytuacji Williamsa
- Jazda zaraz za rywalem nadal jest trudna. Miałem taki moment w Australii, gdy byłem szybszy niż Vettel, ale nie mogłem jechać blisko niego. Moje opony się przegrzewały. Musiałem odpuścić w pewnym momencie - wyjaśnił Verstappen.