114 wygranych wyścigów w historii, 128 pole position. Miano jednego z największych zespołów w historii Formuły 1. Mowa oczywiście o Williamsie. To jeden z trzech najdłużej działających prywatnych zespołów.
Od dwóch lat boryka się jednak ze sporymi problemami i w tym roku nie poprawi swoich statystyk wygranych wyścigów, ani na 99. proc. również w kolejnym. Powód? "Fundamentalny błąd w konstrukcji samochodu", jak określił to George Russell przy okazji Grand Prix Australii.
Czytaj także: Ferrari może otworzyć puszkę Pandory
Taka pomyłka zdarzyła się Williamsowi po raz drugi z rzędu. Już ubiegłoroczna konstrukcja, która zdaniem Roberta Kubicy była jeszcze gorsza, posiadała szereg niedociągnięć. Takich, których nie dało się naprawić w trakcie sezonu. Naprawienie jednej kwestii rodziło problem na innym polu.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 106. Andrzej Borowczyk: Kubica mógł wejść na szczyt. Wstępny kontrakt z Ferrari był już podpisany
W historii F1 zdarzało się, że zespoły szykowały "wersję B" swojego samochodu, gdy tylko zorientowały się, że zimą popełniły błąd przy jego konstrukcji. Czasem lepiej zareagować szybko i zbudować coś od podstaw, niż poprawiać nieudany model. Przed rokiem taki krok pod uwagę brał McLaren, nie tak dawno również Red Bull Racing sięgał po to rozwiązanie.
Zwykle takie modele pojawiały się na torze przy okazji Grand Prix Hiszpanii, pierwszego europejskiego wyścigu w kalendarzu. W tym roku odbędzie się ono w połowie maja.
Dla Williamsa zbudowanie "modelu B" nie jest jednak opcją. Wymaga ono czasu i pieniędzy, a tego zespół z Grove nie ma. Skoro podstawowy samochód zbudowano z opóźnieniem i kierowcy opuścili część testów, skoro Kubica podczas kolejnych Grand Prix narzeka na brak części zapasowych, to tym bardziej nie może liczyć na luksus w postaci stworzenia całkowicie nowej konstrukcji.
To też stawia pytania o rolę Patricka Heada, który zaczął pracę w Williamsie jako konsultant. 72-latek trafił do zespołu niespełna miesiąc przed Grand Prix Hiszpanii, gdzie rywale Brytyjczyków zaprezentują "modele B" albo szereg poprawek.
Jeśli Williams zaplanował jakieś nowości, to nie będą to jeszcze pomysły Heada, bo upłynęło za mało czasu. Skoro o rezygnacji Paddy'ego Lowe'a dyskutowano jeszcze przy okazji lutowych testów w Barcelonie, a formalnie doszło do niej na początku marca, to należało wcześniej przekonać Heada do ponownej pracy w fabryce.
Powrót Heada do Williamsa przykuł uwagę mediów, bo to jedna z bardziej cenionych postaci w padoku F1, ale szybko może się okazać, że Brytyjczyk nie ma żadnych narzędzi, aby wyprowadzić ekipę na prostą. Jak określił to jeden z brytyjskich serwisów, Head został "cheerleaderką bez pomponów". Maskotką, która ma nieco zatuszować sytuację Williamsa.
Head, korzystając ze swojego doświadczenia, może koordynować wprowadzanie kolejnych poprawek i zmieniać projekty aerodynamiki. To jednak nie wystarczy Williamsowi, jeśli zespół nie rozwiąże "fundamentalnego błędu".
Czytaj także: Albon. Od najgorszego kierowcy do miana bohatera
Sytuacja może zrobić się ponura w połowie maja przy okazji Grand Prix Hiszpanii, gdy inni dzięki poprawkom zrobią krok naprzód. Bo już teraz nie wygląda to dobrze. Przed rokiem Lance Stroll w Australii potrafił w kwalifikacjach wejść do Q2, sam wyścig ukończył na tym samym okrążeniu, co zwycięzca. W Bahrajnie nie przebrnął przez Q1, ale był wolniejszy o 2,4 s od zdobywcy pole position.
Za to w tym roku Russell i Kubica ani razu nie opuścili Q1. W Australii dojechali do mety ze stratą dwóch i trzech okrążeń do najlepszego Valtteriego Bottasa. W kwalifikacjach w Bahrajnie Kubica stracił do pole position 3,3 s. Samochód Williamsa, zamiast przyspieszać, zwalnia.