- Co to miało być?! - krzyczał Charles Leclerc pod koniec wyścigu, gdy Max Verstappen bezpardonowo zaatakował kierowcę Ferrari i wypchnął go poza tor. Ten manewr dał Holendrowi wygraną w Grand Prix Austrii, ale też wywołał reakcję sędziów. Wezwali oni obu kierowców na rozmowę do swojego pokoju.
Verstappen dowiedział się o tym jeszcze przed ceremonią wręczania nagród. - Jeśli takie ściganie i walka koło w koło jest niedozwolone, to pobyt w F1 nie ma sensu. Zwłaszcza, jeśli zostanę za to ukarany - powiedział kierowca Red Bull Racing przed kamerami Sky Sports.
Czytaj także: Pożar w samochodzie Hołowczyca
Sprawy nie chciał komentować Leclerc, który prowadził w Grand Prix Austrii od startu. - Zobaczymy, co sędziowie zadecydują. Z pokładu samochodu wyglądało to dość jasno. Nie wiem natomiast jak ten manewr wyglądał z innej perspektywy - stwierdził 21-latek.
To kolejna kontrowersyjna sytuacja w F1 w ostatnim czasie. W Grand Prix Kanady jako pierwszy na linię mety wjechał Sebastian Vettel, ale ze zwycięstwa cieszył się Lewis Hamilton. Była to konsekwencja decyzji sędziów, którzy dopisali do wyniku Niemca pięć sekund za niebezpieczny powrót na tor.
Czytaj także: Raikkonen tłumaczy się z obraźliwego gestu
ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu
Podobnie ma sie sytuacja z Russelem, ktory wedlug Mnie jezdzi srednio...