F1. Jarosław Wierczuk: Wygrał Mercedes, wygrali kibice. Nie było nudy na Silverstone (komentarz)

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: początek wyścigu F1 na Silverstone
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: początek wyścigu F1 na Silverstone

Ferrari po udanym weekendzie w Austrii nie mogło liczyć na powtórkę w Wielkiej Brytanii, bo Silverstone nie jest torem, który im pasuje. Swoją dominację potwierdził za to Mercedes. Wygrali też kibice, bo to nie był nudny wyścig F1.

Silverstone to nie Spielberg. Nie tylko dlatego, że w przeciwieństwie do bardzo krótkiego obiektu w Austrii historyczny tor angielski ma niemal 6 kilometrów długości. Właśnie z tą świadomością Ferrari przyjechało do Anglii, po bardzo mocnej formie w Austrii.

Wyścig Formuły 1 w Silverstone oznaczał, że nikt nie mógł powoływać się już na naturalną przewagę Ferrari ze względu na kombinację mocy i aerodynamiki. Jednym słowem - to nie jest tor Ferrari.

Czytaj także: Vettel przeprosił Verstappena po wyścigu 

Tym bardziej forma Włochów w wolnych treningach robiła wrażenie. Z jednym zastrzeżeniem - Mercedes bardzo rzadko pokazuje swoje pełne możliwości np. w trzecim treningu. Wielka Brytania nie była wyjątkiem.

ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu

Mercedes, tak jak już wielokrotnie w tym sezonie, zarezerwował dla siebie całą pierwszą linię startową, ale tym razem to nie Lewis Hamilton startował z pole position. Pierwsze miejsce w kwalifikacjach to naprawdę duży sukces Valtteriego Bottasa, choć różnica 0,006 sekundy przekładająca się na raptem 21 cm na torze była doprawdy symboliczna.

Lewis tradycyjnie znalazł dodatkową dawkę motywacji w zapewne najważniejszym dla niego wyścigu sezonu. Nie raz podkreślał, że wsparcie fanów jest dla niego bardzo odczuwalne. Cztery ostatnie pole position należały tutaj właśnie do Hamiltona. Bardzo symptomatyczny w sensie zdobycia pierwszego pola był wywiad udzielony przez Bottasa na początku weekendu na Silverstone.

Valtteri w otwarty sposób opowiadał jak bardzo analitycznie podchodzi do wyraźnego w połowie sezonu kryzysu w swojej walce z Hamiltonem. Sprecyzował elementy, w ramach których traci do Lewisa. Takie jak wolne zakręty, hamowania i tzw. turn-in point, czyli momenty skrętu. Wniosek był taki, iż Bottas precyzyjnie wie, jaki ma zastosować plan i co konkretnie ma być poprawione w trakcie weekendu, a to bardzo ważne. Moim zdaniem to dobrze, że efekty tej pracy są widoczne tak szybko.

Nie sposób nie zwrócić też uwagi na kolejny kwalifikacyjny "news" - wyraźną dominację Charlesa Leclerca w Ferrari. Włoska prasa mocno spekuluje już o dużym kryzysie motywacyjnym Sebastiana Vettela. Fakty takie podejrzenia pogłębiają. W kilku ostatnich wyścigach Sebastian był tłem dla swojego kolegi z zespołu, a różnica na czasówce w Silverstone była wręcz szokująca.

Dla porządku trzeba dodać, że Ferrari zastosowało wobec swoich kierowców odmienną taktykę, mieszanki opon nie były jednakowe, ale to mimo wszystko nie tłumaczy takiej różnicy w osiągach. Leclerc po dominacji w trzecim treningu walczył od początku kwalifikacji o pole position. Szanse były realne, ponieważ jego trzecie pole startowe oznaczało mniej niż 0,1 sekundy straty do Bottasa.

Vettel z kolei nie tylko miał ogromne problemy z wejściem do Q3 i o mały włos oglądałby ostatnią odsłonę kwalifikacji z pit-lane, ale został wyprzedzony w decydującej części czasówki przez oba samochody Red Bull Racing, a więc również krytykowanego ostatnio Pierre'a Gasly'ego i wygenerował stratę niemal 0,7 sekundy do kierowcy startującego z pole position. Wspomniany Gasly pojechał rewelacyjnie, co mam nadzieję przełoży się na rozluźnienie wyjątkowo napiętej atmosfery wokół niego w teamie Red Bulla.

Czy Ferrari zmieniło swoje priorytety i przeniosło koncentrację na Leclerca? Efekt jest bowiem taki, że od dłuższego czasu Vettel nie dogaduje się ze swoim samochodem, w przeciwieństwie do Charlesa. To naprawdę trudny i mocno frustrujący okres dla Sebastiana.

Wyścig zapowiadał się tym ciekawiej, iż Max Verstappen zrobił duży postęp pomiędzy piątkiem a sobotą, tracąc do Bottasa zaledwie 0,18 sekundy. Pierwsze cztery pola startowe dzieliły zatem dosłownie centymetry. Co więcej, Verstappen narzekał na opóźnione działanie turbosprężarki w Q3 mówiąc, że kosztował go ten problem "jakieś 0,2 sekundy". Czy była szansa na powtórkę z Austrii, w której po starcie Max spadł aż na ósmą pozycję?

Na pewno powtórkę z Austrii mieliśmy w sensie odmiennej strategii Mercedesa i Ferrari. Team z Maranello zdecydował się startować na oponach miękkich w przeciwieństwie do pośrednich u Hamiltona i Bottasa. Zespół jest przekonany, że spadek tempa pod koniec wyścigu w Austrii nie był spowodowany stanem opon, a umyślna, oryginalna strategia ma przede wszystkim na celu zniwelowanie strat w tempie wyścigowym. Faktycznie z tym był do tej pory problem, a przebieg opon w Austrii dowodził, że Ferrari niekoniecznie zużywa miękką mieszankę szybciej niż inne teamy pośrednią.

Mówiąc inaczej, Ferrari wychodzi z założenia, że może sobie pozwolić na lepszą przyczepność oferowaną przez bardziej miękkie opony bez jednoczesnego ponoszenia konsekwencji w postaci krótszej żywotności. Dla porządku dodajmy, że Red Bull też oczywiście rozpoczął wyścig na ogumieniu pośrednim.

Strategia pomiędzy kierowcami Mercedesa była z kolei oczywista. Bottas chciał utrzymać pozycję, Hamilton szybko zaatakować. Co ważne dla Valtteriego nie było już cienia po jego dawnych, częstych błędach na starcie. Bottas utrzymał prowadzenie, ale pierwsze okrążenia nie należały dla niego do łatwych. Hamilton zastosował pełną "attack mode" chcąc poddać swojego kolegę maksymalnej presji.

Kibice na czwartym okrążeniu zagłuszali odgłos bolidów kiedy Lewis podjął atak, przeszedł na prowadzenie, ale tylko na kilka sekund. Bottas bowiem skutecznie kontratakował. Nie wiem czy na tym etapie Toto Wolff miał już stan przedzawałowy, ale z pewnością kierowców próbowano uspokoić. To był kluczowy moment, ponieważ na kolejnych okrążeniach do ataków już nie dochodziło.

Walka kierowców Mercedesa nie była jedyną atrakcją pierwszej części wyścigu. Do bezpośredniego starcia doszło pomiędzy Verstappenem a Leclerciem, którzy walczyli o trzecią pozycję. Przypomnijmy, że po kontrowersyjnej końcówce wyścigu w Austrii relacje między tymi kierowcami nie są, delikatnie mówiąc, najlepsze.

Leclerc publicznie deklarował, że nie widzi problemu, aby od tej pory ścigać się na zasadach proponowanych przez Verstappena. Co za zbieg okoliczności, że już dwa tygodnie później Leclerc miał okazję do spełnienia swojej obietnicy. Będąc atakowanym przez Verstappena wręcz ostentacyjnie zmieniał kierunek jazdy w ostatnim momencie udaremniając w ten sposób kolejne próby ze strony Maxa, który był wyraźnie szybszy.

Znajoma strategia? O tak! To bardzo nietypowa sytuacja dla holenderskiego kierowcy. Nieczęsto jest zwalczany swoją własną bronią. Trochę śmiesznie wyglądały w tym sensie jego radiowe komentarze kiedy skarżył się, że Leclerc "bardzo późno zmienia kierunek jazdy". Kulminacja starcia nastąpiła w boksach, a konkretnie na wyjeździe z boksów. Obaj kierowcy zjechali na pit-stop w tym samym momencie, co potwierdza wcześniejsze podejrzenia, że pomimo innych opon na starcie strategia Ferrari i innych czołowych zespołów w zasadzie od siebie nie odbiega.

To była z pewnością najbardziej zacięta walka w trakcie pit-stopu nie tylko w tym sezonie. Verstappen wyjechał jako pierwszy, ale popełnił drobny błąd i został wyprzedzony przez Leclerca. Kolejne okrążenia były dość nietypowe jak na standardy Maxa. Miał kilka szans na skuteczny atak jednak za każdym razem tak jakby rezygnował z próby. Zupełnie nie w jego stylu. Moim zdaniem po prostu obawiał się wyraźnej nieprzewidywalności Leclerca.

Kolejnym kluczowym zdarzeniem była neutralizacja. Samochód bezpieczeństwa został wezwany w bardzo specyficznym momencie. Niektórzy z kierowców właśnie zmienili opony, a część czołówki jeszcze nie. Oczywiście ci ostatni natychmiast skorzystali z okazji, a więc ewidentnie Hamilton i Vettel mieli szczęście i uzyskali wyraźną przewagę w stosunku do Verstappena czy Leclerca.

Druga część wyścigu była nie mniej dramatyczna. Mam na myśli oczywiście incydent pomiędzy Vettelem a Verstappenem. Moim zdaniem była to ewidentna wina Sebastiana, a jednocześnie duża strata dla obu kierowców. Verstappen miał realne szanse na drugie miejsce, a Vettel na podium co mogło być dla niego równoznaczne z tak oczekiwanym przełomem w niezbyt optymistycznym na razie dla Niemca sezonie.

Czytaj także: Punkty karne dla Vettela. Kubica z czystym kontem

Kara 10 sekund dla Vettela była zasłużona, ale jednocześnie nieco śmieszna. Nie zmieniała bowiem niczego, ponieważ Vettel po szybkiej "naprawie" bolidu w boksach i tak był na końcu stawki. Przyznam, że błąd Vettela mnie zdziwił. Kierowca z takim doświadczeniem nie powinien do tego dopuścić. Nie da się też ukryć, że jest to kolejny z serii błędów. Może nie było ich bardzo dużo, ale wymagania wobec wielokrotnego mistrza świata też są odpowiednie.

Cóż, wyścig trochę nieprzewidywalny, pewnie nie do końca sprawiedliwy z jednej strony ze względu na przypadek i neutralizację wyścigu w kluczowym momencie, a z drugiej ze względu na kolizję spowodowaną przez Vettela. Ewidentnie szkoda Bottasa, który zasługiwał w Anglii na zwycięstwo. Nie popełnił żadnego błędu co szczególnie przy mocnym ataku Hamiltona na początku wyścigu było nie lada wyczynem. Z całą pewnością jednak dramaturgii w trakcie tego Grand Prix nie brakowało. Podobnie zresztą jak w Austrii. Czy ktoś mówił, że F1 jest nudna? Zapewne niewielu z rekordowej liczby 350 000 osób, które przyszły obejrzeć Grand Prix Wielkiej Brytanii.

Jarosław Wierczuk

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

Komentarze (0)