W niedzielę Lewis Hamilton po raz szósty w karierze wygrał Grand Prix Wielkiej Brytanii. Miał przy tym sporo szczęścia, bo wskutek neutralizacji po wypadku Antonio Giovinazziego odbył darmowy pit-stop i znalazł się na czele stawki.
Na korzyść Hamiltona zagrała też strategia Mercedesa. Brytyjczyk skorzystał z tylko jednego pit-stopu, podczas gdy Valtteri Bottas dwukrotnie odwiedzał swoich mechaników.
Czytaj także: Haas idzie na wojnę ze sponsorem
Niemcy chcieli, aby Hamilton pojawił się na drugim pit-stopie w samej końcówce wyścigu. Jego przewaga nad Bottasem była bowiem na tyle duża, że 34-latek pozostałby na czele stawki, a za sprawą nowych opon mógłby powalczyć o dodatkowy punkt dla autora najszybszego okrążenia.
ZOBACZ WIDEO: Wielki projekt Lewandowskiego. "Chciałbym, żeby pierwszy taki obiekt ruszył za dwa - trzy lata"
- Miałem wystarczającą przewagę, by odbyć pit-stop, ale na mechanikach ciążyła spora presja. Nie chodzi o to, że w nich wątpiłem, ale coś mogło pójść źle. Oszczędziłem wystarczająco opony, by móc jechać dalej. Był jednak taki moment, że się zastanawiałem, co zrobić - powiedział Hamilton na łamach "Motorsportu".
- Rzadko nie zgadzam się z zespołem, ale tym razem postanowiłem, że najlepszym wyjściem dla mnie będzie pozostanie na torze - dodał aktualny mistrz świata.
Czytaj także: Kubica przed Vettelem. Po dekadzie przerwy
Hamilton zaryzykował, bo na kompletnie zużytym ogumieniu podkręcił tempo i ostatecznie zgarnął dodatkowy punkt za wykręcenie najlepszego czasu okrążenia w wyścigu. - Wierzyłem, że lepiej będzie zaprosić go do alei serwisowej, bo obawialiśmy o stan opon. Pit-stop byłby słusznym wyborem - skomentował Toto Wolff, szef Mercedesa.