F1: kryzys kariery Pierre'a Gasly'ego. Francuz musi odbudować zrujnowaną psychikę

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Pierre Gasly
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Pierre Gasly

Pierre Gasly nie spełnił oczekiwań Red Bulla i został zesłany do Toro Rosso. Francuz ma szanse na odbudowanie psychiczne w zespole, w którym zanotował bardzo udany miniony sezon. Nie będzie to zadanie łatwe, ale zadecyduje o jego dalszej karierze.

Pierre Gasly przechodził do ekipy Red Bull Racing jako obiecujący kierowca młodego pokolenia. Po solidnym sezonie w Toro Rosso, Francuz miał spokojnie zdobywać doświadczenie u boku Maxa Verstappena i pomóc ekipie "czerwonych byków" w osiągnięciu sukcesu w kategorii konstruktorów. Spokoju jednak nie było.

Po kilku pierwszych wyścigach zaczęto wieszać na Gasly'm psy. 23-latek z rundy na rundę musiał zmagać się z coraz większą presją ze strony teamu, a także z atakami kibiców i dziennikarzy.

Red Bull znany jest z tego, że nie przebiera w środkach. Teoretycznie Francuz miał dostać czas na ustabilizowanie formy. W praktyce nie trzeba było długo czekać na rozpoczęcie psychicznych tortur zawodnika.

ZOBACZ WIDEO: Rajd Rzeszowski: Grzegorz Grzyb najlepszy na domowym podwórku. Po raz czwarty w karierze

Batem na Gasly'ego miał być Daniił Kwiat. Helmut Marko zapowiadał jednak, że mimo słabych wyników, Francuz dokończy sezon 2019 za sterami samochodu teamu z Milton Keynes. Władze zespołu utrzymywały taką wersję jeszcze po wyścigu na Hungaroringu. Kilka dni później pojawiła się oficjalna informacja, że 23-latka w Red Bullu zastąpi jego rówieśnik - Alexander Albon.

Nie udźwignął presji

O ile na początku roku Pierre Gasly mógł czuć się swobodnie, tak z każdym kolejnym weekendem ciążąca na nim wizja zwolnienia z zespołu narastała. Ciężko skupić się na pracy, gdy na każdym kroku jest się pytanym o przyszłość i odsyłanym do innej ekipy. Francuz przez pierwszą część sezonu nie był jednak w stanie nawet zbliżyć się do tempa Maxa Verstappena (czytaj więcej o tym TUTAJ).

- Od pewnego czasu coś było nie tak z Gasly'm. Jego sytuacja stała się trudniejsza po wyścigach we Francji i Austrii, gdzie Red Bull otrzymał poprawki do swojego samochodu. Verstappen zaczął walczyć o pierwsze miejsce, a braki Gasly'ego stały się jeszcze bardziej widoczne - ocenił na łamach "Motorsport Magazine" Mark Hughes, jeden z bardziej cenionych dziennikarzy w F1.

Czytaj także: Mercedes spodziewa się ataku Ferrari

W pewnym momencie Gasly stał się problemem Red Bulla. Jego kiepskie tempo sprawiało, że "czerwone byki" były osamotnione na czele stawki F1. Mercedes czy Ferrari miały komfort, jeśli chodzi o strategię wyścigową i mogły podgryzać osamotnionego Holendra w zakresie strategii i pit-stopów.

- Gasly był tak daleko, że nawet nie łapał się do "klasy A", jak określa się trzy czołowe zespoły. Nie miał żadnej wartości dodanej dla strategii Verstappena. To dało Hamiltonowi wygraną na Węgrzech, bo przecież Brytyjczyk wyprzedził Holendra za sprawą taktyki i dodatkowego pit-stopu - dodał Hughes.

Potraktowany bez pardonu

Red Bull zwykle nie przebiera w środkach. Zespół niejednokrotnie wymieniał kierowców w trakcie sezonu. Doskonale wiedzieli o tym dziennikarze i kibice. Gasly nawet przez moment nie mógł zapomnieć o swojej nerwowej sytuacji. Na własnej skórze przekonał się, jak "czerwone byki" potrafią być bezwzględne. Tak jak on pod koniec 2017 roku zastępował Kwiata, tak teraz sam został wyrzucony.

Kwiat zarzucał wtedy Helmutowi Marko, że został potraktowany jak przedmiot, że ciągła krytyka zniszczyła jego psychikę. Teraz z tym samym problemem będzie musiał się zmierzyć Gasly. I na pewno nie będzie mu łatwo. Świadczą o tym same kulisy rozstania. Francuz o wyrzuceniu dowiedział się na kilka godzin przed oficjalnym komunikatem prasowym, gdy znajdował się na wakacjach. Pół żartem pół serio, dobrze, że o zesłaniu do Toro Rosso nie przeczytał wpierw w internecie.

Marko na łamach "Auto Bilda" bronił swojej decyzji. Zarzucił Gasly'emu, że ma problemy z wyprzedzaniem i nie radzi sobie z jazdą w korku na torze. Austriak tak jakby zapomniał wydarzenia z sezonu 2018, kiedy to 23-latek wywalczył czwarte i piąte miejsce w Bahrajnie i na Węgrzech. Wtedy nikt z Red Bulla nie mówił o nieumiejętności wyprzedzania u Gasly'ego.

Czytaj także: Nico Hulkenberg nie boi się o przyszłość w F1

- Połączenie trudnego w prowadzeniu samochodu z umiejętnościami Verstappena było najgorszym, co mogło spotkać Gasly'ego. Jego pewność siebie została kilkukrotnie roztrzaskana w tym roku. I tak naprawdę nigdy się nie odbudował. Weekend w Niemczech przypieczętował jego los. Tam rozbił swój samochód w treningu, ale w kwalifikacjach pojechał dobrze. Tyle że deszczowy wyścig znów miał inne oblicze - przeanalizował Hughes.

Co wydarzyło się na Hockenheim? W deszczowych warunkach Verstappen sięgnął po drugą wygraną w obecnym sezonie F1. Za to Gasly w żadnym momencie nie zbliżył się do poziomu Holendra. Co więcej, na kilka okrążeń przed metą doprowadził do kontaktu z Albonem. Ówczesny kierowca Toro Rosso walczył wtedy o podium. Gasly uszkodził jego samochód, ale na szczęście Albon był w stanie kontynuować jazdę. Za to Francuz odpadł z rywalizacji. 

Trudne chwile młodego człowieka

Pierre Gasly do tej pory nie skomentował oficjalnie swojego zwolnienia. I trudno mu się dziwić, bo ekipa postawiła go w trudnej sytuacji. Co miałby powiedzieć Francuz? Że zawiódł oczekiwania szefów i samego siebie? Głos zabrał tylko jego menedżer. - Teraz Pierre pokaże swoją prawdziwą wartość w zespole, który kocha i w którym się już sprawdził - przekazał "RMC Sport" opiekun Gasly'ego.

Francuz przestał być panem własnego losu. Nawet jeśli będzie osiągać dobre wyniki w Toro Rosso, nie da mu to awansu do Red Bulla w sezonie 2020, jeśli Albon również będzie stawać na wysokości zadania. Poza tym, trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym "czerwone byki" znów dadzą szansę Gasly'emu. Bo skoro zawiódł teraz, to skąd pewność, że nie zrobi tego ponownie?

Czytaj także: Alexander Albon największym wygranym sezonu

Wydawać się mogło, że w momencie transferu do Red Bulla Gasly chwycił byka za rogi. Miał 23 lata, opinię wielkiego talentu i trafił do jednej z czołowych ekip F1. Cała kariera stała przed nim otworem. Wystarczyło kilka miesięcy, by sytuacja obróciła się o 180 stopni. Teraz, jeśli Francuz ma szukać szczęścia w królowej motorsportu, to najprawdopodobniej poza rodziną Red Bulla. 

Toro Rosso jak rodzina

Póki co, Pierre Gasly powrócił do ekipy, w której osiągał bardzo dobre wyniki w sezonie 2018. Przede wszystkim jednak, znalazł tam wspólny język z mechanikami i władzami Toro Rosso. To bardzo ważne, jeśli francuski kierowca ma odbudować się po doświadczeniach w Red Bullu.

Gasly bez wsparcia życzliwych mu osób nie odbuduje się psychicznie, a bez silnej głowy nie będzie w stanie osiągać sukcesów w F1. Francuz ma dopiero 23 lata i całą karierę przed sobą. Właśnie nadszedł kluczowy dla niej moment. Wiele zależy nie tylko od niego, ale także od satelickiej ekipy Red Bulla, która musi okazać mu wsparcie, nawet jeśli początek ponownej współpracy nie będzie usłany różami.

- Czy Albon do tej pory był bardziej imponujący w Toro Rosso niż Gasly w minionym sezonie? Prawdopodobnie tak. Bo tegoroczny samochód Toro Rosso jest gorszy. Dzięki kilku odważnym manewrom Albon parę razy był wyżej niż powinien być. Jeśli tylko wszystko się układało jak powinno, to był szybszy od bardziej doświadczonego Kwiata - zauważył Hughes w "Motorsport Magazine".

I to właśnie z Kwiatem, którego sam zastępował pod koniec 2017 roku w Toro Rosso, porównywany będzie teraz Gasly. Jeśli będzie od niego regularnie lepszy, tak jak Albon, być może jego karierę jeszcze uda się uratować.

Komentarze (0)