F1: Mercedes nadal nie zna przyczyny awarii silnika Roberta Kubicy. Niepokój również w Ferrari
Mercedes i Ferrari przystępują do Grand Prix Włoch z pewnymi obawami, co do niezawodności swoich silników. Podczas weekendu F1 w Belgii awarie dotknęły Roberta Kubicę, Sergio Pereza i Antonio Giovinazziego.
Jeszcze w piątek spłonął silnik zamontowany w samochodzie Sergio Pereza, w sobotnich kwalifikacjach to samo spotkało Roberta Kubicę. Z kolei jednostka Ferrari zawiodła w pojeździe Antonio Giovinazziego.
Czytaj także: Sebastian Vettel nie widzi problemu w team orders
Dlatego Mercedes i Ferrari mają pewne obawy przed Grand Prix Włoch. - Nie mieliśmy obaw przed wyścigiem w Belgii, że coś się wydarzy, ale na pewno nie była to komfortowa sytuacja. Awarie Pereza i Kubicy wyglądały kompletnie inaczej i ciągle są analizowane. Musimy zrozumieć ich przyczynę - powiedział "Motorsportowi" Toto Wolff, szef Mercedesa.
ZOBACZ WIDEO Eliminacje Euro 2020. Przegląd prasy przed meczem Słowenia - Polska. "Rywale Biało-Czerwonych nastawiają się na kontrę"Kubica w Grand Prix Włoch korzystać będzie z używanego silnika, który przejechał już dystans sześciu wyścigów. - Nie wiem - odpowiadał Kubica na pytanie o brak nowej jednostki na Monzy (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Słowa Wolffa zdają się wskazywać na to, że Mercedes wolał dmuchać na zimne. Skoro firma nie zna jeszcze przyczyny awarii, to nie chciała ryzykować i montować w samochodzie Kubicy jednostki w tej samej specyfikacji, która zawiodła w Belgii. Za to George Russell będzie dysponować na Monzy nowszym motorem. Drugi z kierowców Williamsa nie miał z nim najmniejszych problemów podczas Grand Prix Belgii.
Czytaj także: Kubica tajemniczy ws. przyszłości
Podobne zmartwienie ma też Ferrari. Zespół z Maranello postanowił w Grand Prix Włoch zamontować poprawione silniki w samochodach Charlesa Leclerca i Sebastiana Vettela. Oznacza to, że Monakijczyk i Niemiec będą dysponować jednostkami w takiej samej specyfikacji jak ta, która zawiodła w Belgii u Giovinazziego. - Mamy pewne obawy, ale też czas na reakcję - zapowiedział Mattia Binotto, szef Ferrari.