Pomiędzy wyścigami F1 w Singapurze i Rosji nie było dużo czasu, raptem tydzień. Jednak to w zupełności wystarczyło, aby Charles Leclerc "przemyślał" swoje zachowanie. To był bowiem pierwszy, istotny news po przybyciu ekip F1 do Soczi.
Tak, tak to nie Ferrari tłumaczy się z "kreatywnej" strategii, która gołym okiem pachnie polityką, ale człowiek, któremu własny zespół odebrał zwycięstwo, który wyraźnie zdominował weekend F1 w Singapurze, który miał odnieść trzecie zwycięstwo z rzędu dla Ferrari mówi sam sobie, że powinien się zamknąć i nauczyć kontrolować (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Ta inercja zespołu podążającego za polityczną poprawnością zawsze mnie dziwiła. Oczywiście poprawnością rozumianą wedle interpretacji zespołu. Tłumaczenia Ferrari są zdawkowe (czytaj więcej o tym TUTAJ) i moim zdaniem co najmniej dyskusyjne. Jeśli nawet istniało ryzyko ze strony konkurencji (dla Sebastiana Vettela) nic nie stało na przeszkodzie, aby pod koniec dystansu zamienić się miejscami.
ZOBACZ WIDEO: Wkurzony Robert Kubica. Wtedy przeklina po włosku
Czytaj także: Mechanicy Williamsa tym razem zawiedli
Jestem przekonany o nieszczerości Ferrari co do takiej retoryki, a namawianie bardzo młodego jakby nie było kierowcy do tak szerokiej publicznej samokrytyki, do przekonywania opinii publicznej jak bardzo zależało mu na wygranej i, że dlatego tak skandalicznie się zachował, ale na pewno już się to nie powtórzy jest dla mnie co najmniej niesmaczne. Leclerc nie zrobił nic złego. Ferrari natomiast dawno nie miało kierowcy o takim potencjale.
Brakuje tu zdecydowanie tej niezależności, którą prezentuje choćby Red Bull Racing potrafiący docenić wyjątkowy talent. Co oczywiście nie oznacza, że Vettela należy spisać na straty. To bardzo doświadczony i ciągle niezmiernie szybki kierowca. Chodzi mi jedynie o ten dodatkowy procent możliwości, który zdarza się tak rzadko. Charles był szybszy w kwalifikacjach od Sebastiana po raz dziesiąty z rzędu! To jest wyraźna dominacja i Mattia Binotto powinien był to docenić.
I właśnie tam gdzie jest to kluczowe Leclerc, pomimo swojego wieku, nie przestaje zadziwiać. W sobotę wywalczył czwarte z rzędu pole position. Aż czekałem kiedy Mattia Binotto na swój jakże oryginalny sposób pogratuluje Leclercowi. Przydałoby się coś w stylu "no, Charles, czwarte pole position z rzędu, częściowo odkupiłeś swoje winy". Dodajmy, iż właśnie to pole position przypadło na torze, na którym od początku jego istnienia triumfował wyłącznie Mercedes. Jeżeli jakiś obiekt jest tak promujący Mercedesa jak Monza Ferrari, to jest to właśnie Soczi.
Moment startu jest w Grand Prix Rosji kluczowy, a jednocześnie bardzo specyficzny. Po starcie mamy długą prostą z następującym po niej ostrym zakrętem numer dwa, na którym notorycznie dochodzi do incydentów. Żeby zminimalizować ryzyko i zagwarantować sobie dwa pierwsze miejsca po inaugurującym okrążeniu Ferrari wpadło na sprytną strategię.
Leclerc miał pomóc Vettelowi dając mu strugę powietrza, po czym Sebastian miał wyjść na prowadzenie, a następnie kierowcy mieli się zamienić miejscami. W ten sposób dwa Ferrari byłyby z przodu bez ryzyka ataku ze strony Mercedesa. Pierwsza część planu została zrealizowana bezbłędnie. Później, gdy w grę zaczęły wchodzić ambicje nastąpił moment prawdy. Vettel nie pałał chęcią oddania pozycji. Modyfikacja strategii Leclerca, nieco wcześniejszy postój i bardzo szybkie tempo po wyjeździe z boksów zagwarantowały Monakijczykowi powrót na pozycję lidera, ale chwilę później rozegrały się sceny przypieczętowujące losy tego wyścigu.
Vettel dostał informację, że ma się natychmiast zatrzymać ze względu na problem techniczny (MGU-K). Stanął na tyle niefortunnie, iż wiązało się to z neutralizacją w formie wirtualnego samochodu bezpieczeństwa. Jakby tego było mało za chwilę pojawił się na torze autentyczny samochód bezpieczeństwa (wypadek George'a Russella). To była wprost bajka dla Mercedesa. Lepszego scenariusza nie napisaliby stratedzy zespołu z Brackley.
Oto główny konkurent, który w tym wyścigu miał wyraźną przewagę szybkościową właśnie wymienił opony w obu swoich samochodach, a Mercedes czekał próbując uzyskać tzw. przewagę oponową w końcówce wyścigu. Samochód bezpieczeństwa wyjechał jak na zamówienie. Trudno było z tego nie skorzystać, a Ferrari było w co najmniej kłopotliwej sytuacji.
Ostatecznie zmieniono ponownie opony w bolidzie Leclerca, który wyjechał za Bottasem. I to był główny problem Charlesa w Soczi. Ferrari dysponowało naprawdę godnym podziwu tempem wyścigowym. To zdecydowanie nie jest forma Włochów, którą reprezentowali na początku sezonu. To już nowa jakość. Leclerc był wyraźnie szybszy, ale jednak dysproporcja pomiędzy prędkością na prostej, a trakcją i możliwościami w wolnych zakrętach była w bezpośrednim porównaniu z Mercedesem zauważalna i w moim przekonaniu właśnie to uniemożliwiało Charlesowi skuteczny atak.
Trzeba przyznać, że Valtteri Bottas również się do tego przyczynił nie popełniając żadnego błędu, a zawodnikiem, który z takiego obrotu spraw cieszył się najbardziej był Lewis Hamilton. W trakcie kolejnych, naprzemiennych faz ataku i chłodzenia opon Leclerca, Brytyjczyk spokojnie, w "czystym" powietrzu, rozbudowywał przewagę. Tradycja Grand Prix Rosji została zatem podtrzymana kolejnym, podwójnym zwycięstwem Mercedesa. Nie było to jednak tym razem ani zwycięstwo oczywiste, ani nawet w pełni zasłużone.
Mercedesowi pomogło szczęście, ale czy na pewno tylko szczęście? Wydaje mi się, że nie do końca ze względu na dyskusyjne (nie po raz pierwszy) zakusy strategiczne Ferrari. Gdyby bowiem nie zamiana miejsc na pierwszym okrążeniu, co bez wątpienia było ustalone biorąc pod uwagę choćby różne opony startowe kierowców Ferrari (co samo w sobie stanowiło ryzyko dla Leclerca kierowcy, o którego Ferrari powinno dbać najbardziej jako startującego z pole position) nie byłoby konieczności ściągnięcia do boksów Charlesa wcześniej niż to było planowane.
Ferrari zdecydowało się na ten ruch, zostawiając dłużej na torze Vettela ze względu na niechęć Sebastiana do oddania pozycji lidera. Nowa strategia miała dać szansę Leclercowi, aby odebrał to co jego, czyli prowadzenie. To się udało, ale gdyby nie owa "umowa", gdyby nie aroganckie podejście Vettela do "gier zespołowych" prawdopodobnie Ferrari nie straciłoby swojej pozycji po serii pit-stopów na rzecz Mercedesa.
Co ciekawe, Ferrari nie było w Soczi jedynym teamem mogącym się pochwalić mocno "kreatywną" strategią. Podobne wątpliwości można mieć choćby w stosunku do…. Williamsa. Zespół, w którym startuje Robert Kubica zdecydował się bowiem na wycofanie Polaka z wyścigu po… wypadku Russella. Oczywiście ten incydent miał swoje powody techniczne. George nie popełnił błędu, ale mimo wszystko tak zachowawcze podejście jest, dla mnie osobiście więcej niż dyskusyjne.
Czytaj także: George Russell skomentował swój wypadek
Dobrze, że Robert wycofuje się z tego teamu. Dobrze, że ogłosił swoją decyzję tak wcześnie, ale czy przypadkiem tak abstrakcyjne zalecenia zespołu w trakcie wyścigu w Rosji nie są powiązane… właśnie z decyzją Roberta. Czy Williams nie myśli sobie przypadkiem w ten sposób - "Robert mógł przecież poczekać z ogłoszeniem decyzji tym bardziej, że żadnych, konkretnych planów przecież na razie nie ujawnia". Jak to mówią w filmach "payback time"?
Pisałem niedawno o powtarzających się błędach Vettela. To co zrobił z kolei w Soczi nie było pomyłką, ale precyzyjnym, świadomym działaniem. Paradoksalnie o brak "team spirit" szef włoskiej stajni oskarżał wcześniej drugiego ze swoich kierowców.
Prawdziwym przełomem jest jednak tempo wyścigowe Ferrari. Zespół pokazał, że ostatnie wyniki to nie przypadek. Soczi to bodaj pierwsze od bardzo dawna Grand Prix, w trakcie którego na dystansie całego wyścigu Ferrari miało nad Mercedesem zauważalną przewagę szybkościową.
Jarosław Wierczuk
Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.
Strona fundacji Wierczuk Race Promotion
Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku