Organizatorzy Grand Prix Japonii ewidentnie podeszli do sprawy konserwatywnie i dobrze. Sobotnia pogoda przywodziła bowiem nieodzownie na myśl tragiczne wydarzenia z roku 2014, czyli wypadek Julesa Bianchego. Pamiętamy przecież pojawiające się wtedy zarzuty w stosunku do organizatorów. Postawiono zatem w pierwszym rzędzie na bezpieczeństwo.
Same kwalifikacje F1 były lekkim zaskoczeniem. Po treningowej, topowej formie Mercedesa okazało się, że z pierwszej linii wystartują samochody Ferrari. Mieliśmy więc piąte z rzędu pole position ekipy z Maranello, lecz tym razem w wykonaniu Sebastiana Vettela. Dla Niemca to ważny wynik, a dla Ferrari paradoksalnie lekki… problem.
Czytaj także: Orlen gwarantem startów Kubicy w F1
Włosi mają zapisane w DNA zespołu gloryfikację jednego kierowcy, a ten sezon wygląda w tym kontekście lekko… schizofrenicznie. Zaczęli bowiem z wyraźnym statusem Vettela jako kierowcy numer 1, ale dość szybko takie podejście zostało zweryfikowane wynikami. Rewelacyjna forma Charlesa Leclerca i powtarzające się błędy Vettela zmodyfikowały priorytety zespołu.
ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020: Polska - Macedonia Północna. Reca szczęśliwy po awansie. "Dla mnie to jedna z najpiękniejszych chwil w życiu"
Niemiec zbudował sobie na początku legendę wyraźnego lidera poprzez konsekwentne wdrażanie wątku walki o tytuł z Lewisem Hamiltonem. Walki, której pomimo początkowej szybkości Ferrari tak naprawdę nigdy nie podjął. Znamienne jest to, że pomimo szybko rosnącej różnicy punktowej pomiędzy tymi kierowcami, Vettel bardzo długo kontynuował swoją retorykę bitwy, która miałaby się niebawem rozpocząć. Doszło nawet na pewnym etapie do kuriozalnych deklaracji wygrania wszystkich kolejnych wyścigów, kiedy to tytuł byłby niemal dla Sebastiana formalnością.
Moim zdaniem takie wypowiedzi nie były przypadkowe. Chodziło właśnie o możliwie długie podtrzymanie własnej pozycji w zespole. Vettel widział przecież co się dzieje. Widział, że Hamilton bardzo szybko oddala się w klasyfikacji F1. Wydaje mi się zatem, że Sebastian nie tyle bał się znikających szans walki o tytuł, co właśnie utraty swojego statusu wewnątrz zespołu.
Losy Grand Prix Japonii w dużej mierze determinował start. Delikatnie mówiąc Ferrari nie wykorzystało swojego potencjału, który oferowała im pierwsza linia startowa. Obaj kierowcy popełnili na starcie błędy choć różne w swoim rodzaju. Vettel dopuścił się drobnego falstartu, który jednak nie zdecydował o uzyskaniu jakiejkolwiek przewagi. Prawdopodobnie właśnie ten fakt wpłynął na decyzję sędziów o braku kary.
Formalnie FIA twierdzi, że brak kary wynika z niewielkiego ruchu samochodu przed momentem startu, który mieścił się w tolerancji. Tym samym oficjalnie potwierdzono, że taki ruch miał miejsce. Wizualnie wyglądało to tak jakby Sebastian nie do końca był zdecydowany, co do momentu startu i sam zdziwił się, że tak wcześnie puścił sprzęgło. Wyraźne było zawahanie. To wystarczyło Valtteriemu Bottasowi do objęcia prowadzenia.
Fin odniósł obiektywnie zasłużone zwycięstwo. Tempo wyścigowe jednak nadal jest po stronie Mercedesa, ale to nie jest już taka przepaść jak kilka miesięcy temu. Z kolei Leclerc walcząc o drugie miejsce wypchnął z toru Maxa Verstappena. Ewidentna wina kierowcy z Monako. Szkoda Holendra, który bardzo dobrze wystartował i tylko bezpardonowe zachowanie Charlesa pozbawiło go prawdopodobnego miejsca na podium.
Animozje między tymi kierowcami nie są tajemnicą. Po Grand Prix Austrii Leclerc publicznie zadeklarował modyfikację swojej etyki jeździeckiej na potrzeby rywalizacji z Maxem. Rozumiem nieco liberalne podejście sędziów mające na celu danie zawodnikom dużej swobody tak, aby promować element bezpośredniej rywalizacji, ale w tym przypadku nie wyobrażałem sobie pominięcia kary.
Verstappen twierdził nawet, że Leclerc powinien ponieść konsekwencje już w trakcie wyścigu. Szkoda zatem utraconego wyniku 22-latka. Tym bardziej, że dla Red Bull Racing był to bardzo istotny start. Dostarczyciel silników, Honda jest w ewidentnym natarciu jeśli chodzi o tempo rozwoju, a dla Hondy Suzuka to przecież domowe Grand Prix.
Czytaj także: Brytyjczycy pochwalili Roberta Kubicę
Niejakim pocieszeniem była fenomenalna jazda Alexandra Albona. Przez pewien czas robił najlepsze czasy okrążeń z całej stawki, a do mety dotarł tuż za podium. Dodając do tego wyjątkowo wysokie tempo kwalifikacyjne, gdzie Alex legitymował się czasem w Q3 identycznym jak Verstappen jasne jest, że Red Bull po raz kolejny udowodnił, iż często kontrowersyjne, a na pewno odważne decyzje kadrowe zazwyczaj są trafne.
Warto podkreślić, że Albon debiutował na Suzuce. Po raz pierwszy pojawił się na torze, który wymaga bardzo dużego doświadczenia oraz precyzji i przez wielu uważany jest za najtrudniejszy w kalendarzu, a zarazem sprawiający najwięcej frajdy z jazdy. Przy utrzymaniu takiej tendencji Hondy duet Red Bulla może już niebawem okazać się mocno skuteczny.
Jarosław Wierczuk
Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.
Strona fundacji Wierczuk Race Promotion
Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku