F1: Orlen gwarantem startów Roberta Kubicy. Williams nie powinien wyrzucić Polaka przed końcem sezonu

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica

- Zostało jeszcze 20 sesji do końca roku - powiedział Robert Kubica po Grand Prix Japonii, a niektórzy zaczęli się zastanawiać, czy w ogóle dokończy sezon w barwach Williamsa. Wydaje się, że tak, bo w innym przypadku zespół straci pieniądze Orlenu.

W tym artykule dowiesz się o:

Drogi Roberta Kubicy oraz Williamsa rozejdą się po sezonie 2019, ale relacja obu stron zaczyna przypominać toksyczny związek. Po Grand Prix Japonii polski kierowca zdecydował się na otwartą krytykę pracodawcy. Zdradził, że niektóre decyzje przed wyścigiem F1 podjęto bez poinformowania go. Zespół odpowiedział na jego zarzuty i stwierdził, że dokonał słusznego wyboru (czytaj więcej o tym TUTAJ).

- 20 sesji zostało do końca roku. Mam nadzieję, że pewne rzeczy będą rozwiązane - powiedział Kubica w Eleven Sports (czytaj więcej o tym TUTAJ).

Po tej wypowiedzi niektórzy zaczęli się zastanawiać, czy Polak w ogóle dojedzie do końca sezonu w Williamsie. Bo skoro relacje obu stron są tak złe, to po co się męczyć?

ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020: Polska - Macedonia Północna. Grosicki szczerze o kadrze. "Zdajemy sobie sprawę, że czasami brakowało stylu"

Orlen gwarantem pozostania Kubicy

Nawet jeśli relacje Kubicy z Williamsem są fatalne, to obie strony powinny dokończyć sezon. Z prostej przyczyny. Brytyjski zespół podpisał umowę sponsorską z Orlenem i jest ona bezpośrednio powiązana z występami krakowianina w F1. W prostym tłumaczeniu, brak Kubicy na polach startowych jest równoznaczny z brakiem przelewu ze strony Orlenu.

Kubica sam przekonał się o tym, jak trudno jest wyrzucić pay-driverów z zespołu, nawet jeśli osiągają kiepskie wyniki w F1. W roku 2017 przez kilka miesięcy Polak był przymierzany do Renault, gdzie miał zastąpić zawodzącego Jolyona Palmera. Tyle że firma powiązana z ojcem Brytyjczyka wpłaciła na konto Francuzów kilka milionów euro. To sprawiło, że rozstanie z Palmerem było możliwe, ale po wypłaceniu mu sowitego odszkodowania.

W pewnym momencie Renault było tak zdeterminowane, że ostatecznie wyrzuciło Palmera z ekipy. Doszło do tego w momencie, gdy ekipa z Enstone skreśliła już Kubicę i miała na horyzoncie Carlosa Sainza. Francuzi mieli dość Brytyjczyka, który w porównaniu do Nico Hulkenberga w ogóle nie punktował, co miało wpływ na zdobycz punktową zespołu i miejsce w klasyfikacji konstruktorów F1. Dlatego przed końcem sezonu 2017 Sainz trafił do francuskiego teamu, a Palmer udał się na sportową emeryturę w wieku 26 lat. Miał za to otrzymać sowity czek, który złagodził mu ból związany z końcem kariery.

Czytaj także: Williams zadowolony z... dojechania do mety

Palmera i Kubicę łączył też jeden fakt - niesprawiedliwe traktowanie przez zespół. Gdy Renault powoli miało dość Brytyjczyka, dawało mu do zrozumienia, by pakował walizki. Zdarzało się, że w jego samochodzie montowano starsze części, nie otrzymywał on też wszystkich poprawek do modelu RS17. To samo robi Williams względem Kubicy, faworyzując przy tym George'a Russella.

Williams nie ma następcy... na tę chwilę

Kubica, mimo kolejnych krytycznych wypowiedzi względem Williamsa, powinien zachować miejsce w zespole z jeszcze jednego powodu. Brytyjczycy nie mają kierowcy, który byłby w stanie wskoczyć do kokpitu modelu FW42 na ostatnie cztery wyścigi sezonu F1. To odróżnia ich od sytuacji, w jakiej znalazło się Renault w roku 2017.

Wprawdzie rezerwowym Williamsa jest Nicholas Latifi, ale Kanadyjczyk nie ma superlicencji i nie może jeździć w F1. Wprawdzie tegorocznymi występami w Formule 2 zapewnił sobie uzyskanie stosownego dokumentu i pozwolenia na jazdę w F1, ale będzie ono obowiązywać dopiero od roku 2020.

Teoretycznie Williams mógłby wystąpić do FIA o wcześniejsze wystawienie superlicencji Latifiemu, ale nie jest przesądzone, że federacja zgodziłaby się na taki ruch. Do tego trzeba byłoby przekonać Kubicę i Orlen do przedwczesnego zakończenia współpracy. W tym przypadku sporo zależeć mogłoby od Michaela Latifiego, ojca Nicholasa. Majątek Kanadyjczyka liczony jest w miliardach dolarów.

Latifi senior nie musi być jednak przekonany do pomysłu, by wypłacać pieniądze na starty syna w Williamsie już w roku 2019. Miliarder doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że model FW42 jest fatalną konstrukcją i może jedynie liczyć na to, że samochód zbudowany z myślą o sezonie 2020 będzie lepszy. Latifi w końcówce sezonu mógłby przeżyć podobne katusze, jakie w tej chwili przeżywa Kubica. Nie miałoby to dobrego wpływu na jego karierę. Lepiej poczekać na przyszłą kampanię, w trakcie której Williams nie powinien już mieć problemów m.in. z brakiem części zamiennych.

Kubica źle policzył

Latifi pozostaje głównym kandydatem do zastąpienia Kubicy w Williamsie w sezonie 2020. Nie wiemy tylko, ile Kanadyjczyk zapłaci za tę przyjemność. Bez wątpienia wrześniowa deklaracja Polaka o odejściu z zespołu sprawiła, że zmieniła się pozycja negocjacyjna 24-latka.

Może się okazać, że Williams będzie mógł tylko pomarzyć o oferowanych przez niego wcześniej 30 mln euro. Zwłaszcza że inni kierowcy też nie palą się do jazdy w Williamsie. Wystarczy przeczytać wypowiedzi Nico Hulkenberga, który sam skreślił się z listy życzeń Brytyjczyków (czytaj więcej o tym TUTAJ). 32-latek woli wylecieć z F1 niż startować fatalnym samochodem stajni z Grove.

Latfiego już wkrótce czeka brutalne zderzenie z realiami Williamsa i F1. Jego obecny kontrakt gwarantuje mu sześć występów w sesjach treningowych F1. Do tej pory młody kierowca wystąpił tylko w trzech. To oznacza, że obejrzymy go jeszcze w trzech z czterech Grand Prix do końca sezonu. Dwukrotnie zastąpi Kubicę, raz Russella. Tym samym Polak błędnie obliczył liczbę sesji, jakie pozostały mu do końca sezonu. Nie będzie ich 20, a 18. Biorąc pod uwagę ostatnie męki krakowianina, może to i dobrze.

Czytaj także: Williams przyczynił się do wypadku Kubicy

Za to Latifi boleśnie przekona się o tym, jak to jest startować samochodem, który posiada szereg starych części i nie pozwala na rywalizację nawet z zespołowym kolegą. Chyba że akurat dla Kanadyjczyka znajdą się nowe elementy, których wcześniej nie dostał Kubica.

Źródło artykułu: