[tag=308]
Robert Kubica[/tag] jeszcze nie trafił do Haasa i tak naprawdę nawet nie wiadomo, czy wyląduje w amerykańskiej ekipie, a już wywołuje strach wśród etatowych kierowców. Najlepszym dowodem na to są zapowiedzi Romaina Grosjeana (czytaj więcej o tym TUTAJ) oraz Kevina Magnussena (czytaj więcej o tym TUTAJ), że nie oddadzą sesji treningowych F1 krakowianinowi.
Czy to możliwe? Nie. Głos decydujący należy do Gunthera Steinera. Włoch wie, jakie kontrakty podpisał ze swoimi kierowcami i skoro publicznie mówił o chęci oddania treningów Kubicy, to najwidoczniej taka możliwość istnieje. Odgrażanie się Grosjeana czy Magnussena ma jednak określony cel. Doprowadzić do tego, by rezerwowy otrzymał jak najmniejszą liczbę jazd.
Deja vu
Grosjean miał rację mówiąc, że żaden z czołowych zespołów F1 nie oddaje treningów rezerwowym kierowcom. Zapomniał jednak, że Haas nie jest Ferrari, a on sam nie jest Charlesem Leclercem. Francuz ma jednak doskonale w pamięci wydarzenia z roku 2015, gdy Lotus ledwo wiązał koniec z końcem i szukał każdego sposobu na znalezienie dodatkowych funduszy.
ZOBACZ WIDEO: Orlen z Robertem Kubicą także poza Williamsem. "Mamy plany. Będziemy dalej w F1"
Jednym z pomysłów Lotusa na uratowanie budżetu było wtedy sprzedanie jazd treningowych Jolyonowi Palmerowi. Efekt był taki, że obiecujący wówczas Brytyjczyk otrzymał szansę występów w połowie sesji zaplanowanych na rok 2015. Grosjean mógł jedynie stać i obserwować je z boku.
Czytaj także: Jaka przyszłość Roberta Kubicy?
Doświadczenia związane z oddawaniem treningów doprowadziły do tego, że Francuz podczas negocjacji z Haasem wywalczył sobie gwarancję, że nie odda ani jednego treningu rezerwowemu kierowcy. Doszło do tego, że gdy w roku 2017 do Haasa dołączył Magnussen, to on musiał oddać osiem sesji treningowych F1 młodym kierowcom wskazanym przez Ferrari. Dlatego teraz Duńczyk nie chce powtórki z rozrywki.
Od tamtych wydarzeń sporo się jednak nie zmieniło. Pozycja negocjacyjna Grosjeana pogorszyła się. Przez ostatnie dwa lata był on tak naprawdę na wylocie z F1. I trudno uwierzyć, by w tej sytuacji stawiał warunki Haasowi i zapewnił sobie gwarancję startu w każdym treningu F1.
Strach ma na imię Kubica
Utrata treningu w F1 nigdy nie pomaga. Zwracał na to uwagę sam Robert Kubica, który chociażby przed ostatnim GP Meksyku musiał oddać samochód Nicholasowi Latifiemu. Mniejsze zespoły muszą jednak w jakiś sposób reperować swoje budżety i tego typu zagrywki stały się normą. Wkrótce się nasilą, bo za występy w piątkowych sesjach będzie można otrzymywać punkty do superlicencji. Przyspieszy to proces wywalczenia zgody na jazdę w F1.
Bez wątpienia komentarze Grosjeana i Magnussena były wywołane tym, jak wygląda ich sytuacja kontraktowa. Umowy Francuza i Duńczyka wygasają po sezonie 2020. Zwłaszcza Grosjean nie może czuć się pewnie. To nie przypadek, że eksperci i dziennikarze zajmujący się F1 twierdzą, że tak naprawdę 33-latka już dawno nie powinno być w Haasie.
Jazda Kubicy w piątkowych treningach F1 ma dwie konsekwencje dla Grosjeana i Magnussena. Po pierwsze, utrata czasu za kierownicą może przełożyć się na gorsze ustawienie samochodu i mniejszą szansę na punkty w niedzielę. Tymczasem obaj kierowcy Haasa będą pod presją w roku 2020 i będą walczyć o jak najlepsze wyniki, by otrzymać nowe umowy albo zostać zauważonym przez lepsze ekipy F1.
Po drugie, im więcej treningów Kubicy, tym większa szansa, że Polak błyśnie talentem. Obecny sezon w Williamsie nie pozwala na weryfikację umiejętności 34-latka, bo model FW42 i sposób działania ekipy z Grove pozostawiają sporo do życzenia. Jednak przed wypadkiem Polak bez wątpienia był kierowcą ze znacznie większym talentem niż Grosjean i Magnussen razem wzięci. Reprezentanci Haasa mają tego świadomość.
Jeśli tylko Kubica dostanie więcej czasu za kierownicą, może w treningach kręcić lepsze czasy niż Grosjean czy Magnussen. To może oznaczać dla któregoś z nich pożegnanie z ekipą. Zwłaszcza że każdy z wymienionej trójki posiada wsparcie sponsorskie. Niemożliwy scenariusz? To samo mówiono, gdy Kubica zostawał rezerwowym Williamsa w roku 2018.
Dobro ekipy najważniejsze
Dla Haasa ostatnie miesiące są najtrudniejszymi, odkąd zespół dołączył do F1. Być może właśnie kryzys formy sprawił, że Gunther Steiner otworzył oczy i zrozumiał, że jeśli ekipa chce walczyć o najwyższe cele, to nie może w symulatorze korzystać z usług 20-latków, którzy nigdy nie jeździli w F1 i nie posiadają niezbędnego doświadczenia.
To samo też tyczy się Magnussena i Grosjeana, którzy w F1 są od lat, bo są. Jednak gdyby nagle ich zabrakło, to żaden z kibiców nie odczułby tej straty. Szef Haasa kilkukrotnie powtarzał już, że potrzebuje Kubicy, by "wejść na wyższy poziom". Po prostu, Polak jest kierowcą, który może zrobić różnicę.
Czytaj także: Ferrari czeka na protest rywali ws. silnika
Z krakowianinem na pokładzie Haas może się lepiej przygotować do zmian regulaminowych, do których dojdzie w F1 w roku 2021. Bardziej wyrównana stawka może być dla Haasa okazją, by powalczyć o coś więcej. Steiner ma tego świadomość. I nie będzie się martwić jakimikolwiek narzekaniami ze strony Grosjeana czy Magnussena. Najwyżej rzuci w ich kierunku "zamknijcie się", jak już mu zdarzało się przez radio, gdy mieli do siebie wzajemne pretensje.