- To była właściwa decyzja. Włożyliśmy sporo pracy, aby w ogóle mieć to przednie skrzydło w Japonii - powiedziała Claire Williams przed GP Meksyku (czytaj więcej o tym TUTAJ), nawiązując do wydarzeń, jakie miały miejsce dwa tygodnie wcześniej w Azji. Wtedy Robert Kubica nie skorzystał w wyścigu F1 z nowego elementu w swoim samochodzie, choć początkowo inżynierowie dali mu taką zgodę.
To właśnie szefowa Williamsa miała stać za tą decyzją, co sugerował Kubica mówiąc, że podjęła ją osoba "nie będąca na torze". Brytyjki w Japonii nie było, bo została w domu. - Niezależnie od rozmów, jakie toczyli między sobą inżynierowie za kulisami, decyzja była właściwa. I nie musimy analizować, kto i co powiedział. Nie mam zamiaru prać publicznie naszych brudów - dodawała już w Meksyku szefowa stajni z Grove.
Czytaj także: Jaka przyszłość Roberta Kubicy?
Tyle że właśnie GP Meksyku pokazało, że Kubica powinien był otrzymać nowe przednie skrzydło we wcześniejszym wyścigu F1. Wystarczy popatrzeć, jakie tempo Polak potrafił utrzymać w niedzielę na obiekcie im. braci Rodriguezów, jaki pojedynek stoczył z Georgem Russellem. Brytyjka nie ma doświadczenia wyścigowego, mają je za to Kubica i inżynierowie. Skoro oni byli na "tak", to również szefowa powinna zatwierdzić pomysł.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica otwarty na starty poza F1. "Chodzi też o rozwój. Chcę się ścigać"
W padoku F1 da się słyszeć głosy, że decyzja Williamsa była podyktowana "równym traktowaniem kierowców". Bo zespół w Japonii miał tylko jedne przednie skrzydło w nowej specyfikacji. Skoro znacząco poprawiało ono osiągi, to istniały obawy, że Russell pozostanie w tyle za Kubicą. Czyż to nie była główna motywacja, by zabrać Kubicy ten element? "Równe traktowanie" to zresztą w Williamsie temat na osobną opowieść. I to sporych rozmiarów.
Claire Williams w swoich tłumaczeniach często potrafi się zapętlić. Tak jest i tym razem. Kubica w Japonii nie dostał nowego przedniego skrzydła, bo zespół obawiał się wypadku. W wyścigu F1 o GP Meksyku skorzystali z niego obaj kierowcy. Rozumiem, że tu już ryzyko jakiejś kolizji nie istniało? Przecież to jest F1, tutaj w każdej sekundzie można uszkodzić jakikolwiek element pojazdu.
Co więcej, Williams wcale nie skończył testów nowego przedniego skrzydła. Ma je kontynuować w dwóch kolejnych wyścigach F1 w USA i Brazylii. Należy oczekiwać, że ekipa będzie je łączyć z elementami bocznymi o różnej specyfikacji i sprawdzać, jaki to ma wpływ na osiągi i aerodynamikę całego pojazdu. Dlaczego zatem, po dwóch tygodniach, podjęto ryzyko i udostępniono nowy element Kubicy i Russellowi w wyścigu?
Szefowa Williamsa powiedziała, że w Japonii zespół "nie chciał narażać tego elementu na uszkodzenia czy straty". Dwa tygodnie później już chciał. I nawet tłumaczenie tajfunem Hagibis i trudnymi warunkami średnio wyszło Brytyjce, bo w Meksyku wcale nie jest lepiej pod tym względem. Wysoko położony tor sprawia, że kierowcy cierpią tam na nieustanny brak docisku. Widzieliśmy zresztą, jak w treningach jeden za drugim wypadali z toru i przestrzeliwali zakręty.
Czytaj także: Ferrari czeka na protest rywali ws. silnika
Williams może testować, kombinować, wymieniać kierowców. Niewiele się jednak zmieni w firmie, jeśli na jej czele nadal będzie stać osoba, która posiada wiedzę o F1, ale głównie od strony PR-u i marketingu. Bo to w tym kierunku całe życie szkolona była Claire Williams. Jeśli ekipa chce iść naprzód, to na jej czele musi stanąć ktoś z wyścigowym doświadczeniem. Ktoś, kto potrafi podejmować trudne decyzje i bierze za nie pełną odpowiedzialność. Bo u Brytyjki nie jest z tym najlepiej.