Formuła 1 szuka sposobu na urozmaicenie rywalizacji, a jednym z pomysłów było zastąpienie kwalifikacji wyścigami sprinterskimi z odwróconą kolejnością na starcie. Pomysł miał być testowany w roku 2020 podczas trzech weekendów F1. Nie został jednak zatwierdzony, bo sprzeciwiły mu się dwa zespoły.
Toto Wolff potwierdził publicznie, że był jednym z głosujących przeciwko takiemu rozwiązaniu. - Zrobiłem to, ponieważ czujemy się odpowiedzialni za zachowanie DNA Formuły 1. Nie zrozumcie mnie źle. Nie chodziło o to, że chcę utrzymać przewagę naszej ekipy. Być może nawet to rozwiązanie byłoby korzystne dla nas, bo wtedy Ferrari znalazłoby się za nami, a przecież ostatnio wygrywa z nami w kwalifikacjach - powiedział "Motorsportowi" szef Mercedesa.
Czytaj także: Claire Williams powinna była słuchać Kubicy i inżynierów
Austriak porównał pomysł szefów F1 do lekkoatletyki. - Popatrzmy na finał biegu na 100 metrów na igrzyskach olimpijskich. Tam nikt nie zmuszał Usaina Bolta do tego, by startował pięć metrów za rywalami, tylko po to byśmy mieli ekscytujący finisz - dodał Wolff.
Idea wyścigów z odwróconą kolejnością może jednak wrócić w roku 2020. Ponieważ pomysł zaprezentowano dość późno, zgodnie z regulaminem F1, wymagał on jednomyślności. Jeśli jednak w przyszłym roku będzie debatowany odpowiednio wcześniej, w głosowaniu wystarczy zwykła większość.
Czytaj także: McLaren nie dogadał się z Rosjanami
- Myślę, że istnieje szansa, aby za rok wznowić dyskusję na ten temat. Jest też kilka innych spraw do przedyskutowania - zdradził Andreas Seidl, szef McLarena.
ZOBACZ WIDEO: F1. Daniel Obajtek zachwycony ze współpracy z Kubicą. "Sama sprzedaż detaliczna wzrosła o 400 milionów złotych!"