Przed GP USA FIA opublikowała dyrektywę ws. przepływu paliwa w silniku (czytaj więcej o tym TUTAJ). Była to reakcja na pismo Red Bull Racing w tej sprawie. W ten sposób "czerwone byki" chciały uderzyć w Ferrari, które od początku roku jest oskarżane o łamanie przepisów F1 w kwestii silnika.
Po wyścigu F1 w Austin, w którym Ferrari nie zachwyciło tempem, przedstawiciele Red Bulla od razu wytłumaczyli słabą formę Włochów tym, że wcześniej oszukiwali oni konkurencję.
Czytaj także: Start jedynym pozytywem Kubicy w GP USA
Sprawę postanowił wyjaśnić Mattia Binotto. - To prawda, że na prostych nie osiągaliśmy takich prędkości jak w poprzednich wyścigach, ale byliśmy blisko naszych rywali w zakrętach. Przynajmniej jeśli chodzi o kwalifikacje. Przesunęliśmy kompromis pomiędzy limitem przyczepności a mocy maksymalnej w ten weekend. Chcieliśmy spróbować, jak samochód zareaguje na większy docisk. To tyle - powiedział "Motorsportowi" szef Ferrari.
ZOBACZ WIDEO: F1. Robert Kubica o swoich początkach. "Musiałem podkładać poduszki na siedzenie żeby cokolwiek widzieć"
Włoch podkreślił, że jego zespół musi jedynie zrozumieć skąd wzięło się słabsze tempo wyścigowe. - Coś poszło nie po naszej myśli i musimy to zrozumieć, aby lepiej ustawiać samochód w kolejnych Grand Prix - dodał Binotto.
Na dodatek po awarii w treningu Charles Leclerc wrócił do starszego silnika, w poprzedniej specyfikacji. Jest on znacznie słabszy od najnowszej konstrukcji. 22-latek korzystał z niego latem w kilku wyścigach F1 i ma on już przejechany spory dystans.
Czytaj także: Williams rozczarowany awarią Kubicy w GP USA
- Dyrektywa FIA? Przyjrzymy się jej, bo w ten weekend nawet jej dokładnie nie przeczytaliśmy. To kolejne pismo FIA w tym sezonie. To normalny proces, w którym zespoły proszą o wyjaśnienie pewnych kwestii. Czy dyrektywa miała wpływ na nasz występ w kwalifikacjach? Raczej nie - podsumował Binotto.