Ponieważ w roku 2020 w F1 nie będzie jeszcze obowiązywać limit wydatków w wysokości 175 mln dolarów, to zespoły zamierzają wyłożyć ogromne środki na rozwój samochodów. W Mercedesie, Ferrari i Red Bull Racing osobne załogi będą rozwijać obecne maszyny, jak i te tworzone z myślą o sezonie 2021.
Takiego luksusu nie mają mniejsi gracze jak Williams czy Haas. Dlatego w roku 2021 może się okazać, że F1 nadal jest podzielona na dwa światy, a zespoły dysponujące mniejszymi budżetami pozostaną na szarym końcu. F1 stara się zapobiec temu zjawisku i w tym celu ma wprowadzić w roku 2020 limity testów w tunelu aerodynamicznym i wykorzystania symulacji CFD.
Czytaj także: Red Bull nadal nie zamknął składu na sezon 2020
Jednak nie wszyscy są przekonani, że restrykcje przyniosą skutek. - Masz nieograniczoną i niekontrolowaną ilość gotówki, jaką możesz wydać na badania i rozwój w innych aspektach. Dlatego podtrzymuję to, co powiedziałem wcześniej. Czeka nas najdroższy rok od momentu dołączenia do F1 - powiedział w "Motorsporcie" Christian Horner, szef Red Bulla.
ZOBACZ WIDEO: F1. Robert Kubica o swoich początkach. "Musiałem podkładać poduszki na siedzenie żeby cokolwiek widzieć"
- Lepiej byłoby, gdybyśmy najpierw wprowadzili limity finansowe, a dopiero później zmienili oblicze F1 poprzez nowe przepisy. Cięcie wydatków byłoby bardziej skuteczne - dodał Horner.
Czytaj także: George Russell może dostać szansę w Mercedesie
Brytyjczyk zdradził, że Red Bull już w tej chwili zaczął pracować nad samochodem na rok 2021. - Przepisy są już znane. Mamy doświadczony zespół ludzi, który już je sprawdza. To prace na zaawansowanym poziomie. To sprawia, że rok 2020 będzie naprawdę kosztowny. Bo przecież będziemy rozwijać dwie maszyny - stwierdził szef "czerwonych byków".
Zmiany w samochodach F1 od roku 2021 będą ogromne. Oto jak wyglądać będą konstrukcje nowych maszyn (KLIKNIJ).