F1: Lewis Hamilton nie patrzy na pieniądze. "To tylko bonus do tego, co kocham robić"

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: Lewis Hamilton
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: Lewis Hamilton

- Pieniądze nie są dla mnie głównym celem - mówi Lewis Hamilton, który niedawno świętował szósty tytuł mistrzowski w F1. Brytyjczyk uważa, że gotówka stanowi dodatkowy "bonus" dla jego kariery, a najważniejsze dla niego jest ściganie.

W tym artykule dowiesz się o:

Lewis Hamilton jest w tej chwili najlepiej opłacanym kierowcą w F1. Według nieoficjalnych danych, może liczyć nawet na 50 mln dolarów rocznie od Mercedesa. I trudno się temu dziwić, bo od roku 2014 brytyjski kierowca. zgarnął aż pięć tytułów mistrzowskich. Tylko raz został pokonany przez Nico Rosberga.

- Nigdy nie angażowałem się w temat pieniędzy. Nie są dla mnie głównym celem. Oczywiście, wspaniale jest móc je odłożyć, nie mam z tym problemu. To jednak tylko bonus do tego, co robię w życiu. Najważniejsze dla mnie jest to, że kocham ściganie - powiedział Hamilton w rozmowie z BBC.

Czytaj także: Andrzej Duda rozmawiał na temat przyszłości motorsportu

Brytyjczyk jest o krok od pobicia rekordów Michaela Schumachera. Od Niemca dzieli go już tylko jeden tytuł mistrzowski. Brakuje mu też ośmiu wygranych wyścigów, by wyrównać rekord "Schumiego" w tym aspekcie.

ZOBACZ WIDEO: F1. Robert Kubica o swoich początkach. "Musiałem podkładać poduszki na siedzenie żeby cokolwiek widzieć"

- Uwielbiam wyzwania. Kocham przyjeżdżać na tor ze świadomością, że czekają na mnie młodzi kierowcy, których celem jest pokonanie mnie. Oni chcą przekroczyć mój poziom, przechytrzyć mnie w jakiś sposób, a ja to kocham! Co roku toczę fenomenalne bitwy. Pracuję z ludźmi z Mercedesa, którzy są znacznie mądrzejsi ode mnie. Dzięki nim jestem coraz mocniejszy - dodał.

Ściganie w F1 jest równoznaczne z ogromnym niebezpieczeństwem. W tym roku środowisko motorsportu opłakiwało śmierć Anthoine'a Huberta, do której pod koniec sierpnia doszło na torze Spa-Francorchamps w Belgii. Hamilton opublikował wtedy szereg wpisów w social mediach, które poświęcił ryzyku.

- To nie był pierwszy raz w mojej karierze, gdy zobaczyłem śmierć na torze. Gdy miałem osiem lat, wygrałem wyścig w Kimbolton, a Daniel Spence zmarł wręcz na moich oczach. To był trudny moment. Pierwszy raz wtedy doświadczyłem tego, że można zginąć w trakcie wyścigu. To było trudne. W przypadku Huberta odbywałem rozmowy po kwalifikacjach i widziałem kątem oka ten wypadek. Wiedziałem od początku, że jest źle - skomentował Hamilton.

Czytaj także: Williams uniknął podatku w wysokości 4,1 mln funtów

- Wiele myśli przemknęło mi wtedy przez głowę. Pamiętam twarz Ayrtona Senny, gdy oglądał śmiertelny wypadek Rolanda Ratzenbergera. Miałem takie deja vu. Wieczorem po wypadku Huberta miałem sporo przemyśleń. Pomyślałem sobie wtedy, że samochody potrafią być niebezpieczne, zwłaszcza te niższych serii - dodał aktualny mistrz świata F1.

34-latek podkreślił, że w momencie śmierci jednego z kierowców trudno nie mieć myśli o zakończeniu kariery. - Nie rywalizuję w F1, bo muszę to robić. Uwielbiam to. Jednak był wtedy taki moment, że pomyślałem sobie "Jezu, przecież mógłbym spędzać więcej czasu z rodziną". Nagle spoglądasz wstecz i masz pewne wnioski - podsumował Hamilton.

Komentarze (0)