Gdy Gunther Steiner potwierdził publicznie, że jest zainteresowany Robertem Kubicą w roli rezerwowego, a światło dzienne ujrzała też informacja o wizycie szefa Haasa w siedzibie Orlenu, przyszłość Polaka wydawała się być jasna. Trudno było bowiem oczekiwać, że ktoś w świecie F1 złoży krakowianinowi lepszą ofertę niż Amerykanie.
A jednak, w ostatnich dniach w padoku F1 panuje przekonanie, że Robert Kubica dołączy do Racing Point (czytaj więcej o tym TUTAJ). To zaskakujący ruch. Zwłaszcza jeśli popatrzymy pod kątem roku 2021.
Czytaj także: Racing Point zaprezentował skład na testy F1
W Haasie teoretycznie będą wtedy dwa wolne miejsca, bo kontrakty Kevina Magnussena i Romaina Grosjeana wygasają po sezonie 2020. W Racing Point żadnego, bo Lance Stroll jest synem właściciela zespołu, a Sergio Perez parafował umowę do końca sezonu 2022.
ZOBACZ WIDEO: Orlen z Robertem Kubicą także poza Williamsem. "Mamy plany. Będziemy dalej w F1"
Blaski i cienie Haasa
Co zatem mogło sprawić, że Kubica zbliżył się do Racing Point, a oddalił od Haasa? Amerykanie mieli zainteresować się Polakiem na poważnie dopiero, gdy załatwili sprawę kontraktu Grosjeana na rok 2020 i mogli zaoferować 34-latkowi jedynie rolę rezerwowego.
To sprawia, że należy się zastanowić, czy za rok sytuacja nie powtórzyłaby się. Każdy zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że wizja powrotu do F1 w roku 2021 jest kusząca i tym można byłoby przekonać Kubicę.
Może ten sobie zdał sobie jednak sprawę z tego, że to jedynie przynęta nawinięta na wędkę? Że za rok Steiner nie złoży mu żadnej fantastycznej oferty, bo znów preferować będzie Magnussena i Grosjeana? Bo gdyby Amerykanie chcieli tak mocno krakowianina, to mogliby go mieć już teraz. Tyle że w roli kierowcy etatowego. Z jakichś względów nie byli jednak nim zainteresowani.
Drugi argument to forma Haasa. W tym roku Amerykanie w F1 wyprzedzili tylko Williamsa, co nie wystawia im pozytywnej opinii. Biorąc pod uwagę niewielkie zmiany w regulaminie na sezon 2020, może się okazać, że stajnia należąca do Genego Haasa znów będzie lokować się z tyłu. To byłby dla Kubicy cios, bo przecież przeżył to już w ostatnich miesiącach w Williamsie.
Haas zaproponował Kubicy rolę lidera projektu, który odpowiadałby za samochód na rok 2021. Zapewne oznaczałoby to więcej godzin spędzonych w symulatorze niż na torze, a krakowianin wielokrotnie podkreślał, że zdecyduje się na pracę w "ciemnym pokoju" tylko jeśli dostrzeże w tym głębszy sens.
Plusy Racing Point
Stajnia z Silverstone może i nie ma miejsca w swoich szeregach na rok 2021, ale dysponuje większym budżetem i sprawniejszymi inżynierami niż Haas. Najlepszym dowodem na to jest, że jeszcze jako Force India dwukrotnie meldowała się na czwartym miejscu w klasyfikacji konstruktorów F1.
Istnieją spore szanse na to, że w przyszłym sezonie Racing Point będzie jedną z czołowych ekip środka stawki, a to dobra wiadomość dla Kubicy. Nie zapominajmy bowiem, że Polak celuje w występy w kilku sesjach treningowych F1 w roku 2020.
Czytaj także: George Russell przyznał się do błędu
Gdyby wybrał Haasa, a Amerykanie mieliby nadal problemy z samochodem, Kubica okupowałby koniec stawki i pewnie wielu ekspertów uznałoby, że to tylko potwierdza wnioski, jakie zyskaliśmy po ostatnich miesiącach w Williamsie. Jeśli zaś Racing Point będzie regularnie walczyć o punkty, to w treningach kierowca z Polski może się wykazać i uplasować w środku stawki. Udowodni wtedy krytykom, że nie zapomniał jak się jeździ i nadal ma sporo do zaoferowania.
W kontekście przyszłości Kubicy może się okazać, że pokazanie się w lepszym samochodem Racing Point będzie dla jego przyszłości korzystniejsze niż jazda w Haasie. Krakowianin ma być związany kontraktem 1+1, podobnie zresztą jak Orlen. Będzie mieć zatem otwartą furtkę, by samemu umieścić się na rynku transferowym, jeśli tylko wyniki sesji treningowych ułożą się po jego myśli.
Bo dobry kierowca w połączeniu z pakietem sponsorskim zawsze znajdą pracę. Może się nawet okazać, że za rok Haas będzie jeszcze bardziej zdeterminowany, by pozyskać Kubicę.