F1: pieniądze rodziców utorowały mu drogę. Nicholas Latifi był skazany na jazdę w Formule 1

Majątek Michaela Latifiego liczony jest w miliardach dolarów, podobnie jak jego żony Marileny. Razem tworzą jedną z bogatszych rodzin w Kanadzie. W tej sytuacji ich syn Nicholas był wręcz skazany na starty w F1.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Nicholas Latifi Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Nicholas Latifi
Gdy McLaren znalazł się w kryzysie, Michael Latifi lekką ręką wyłożył ponad 250 mln dolarów na zakup 10 proc. akcji firmy z Woking. Uznał to za doskonałą okazję biznesową. I prosił równocześnie, by nie łączyć tej transakcji z możliwymi przenosinami jego syna do brytyjskiego zespołu.

Życie przyznało rację Latifiemu, bo w tym roku ekipa znacząco poprawiła swoje wyniki w Formule 1, awansowała na czwarte miejsce w klasyfikacji konstruktorów, a akcję zaczęły drożeć. Miliarder z Kanady zrobił kolejny dobry biznes.

Czytaj także: Zaskakujące słowa Claire Williams

Pochodzący z Iranu biznesmen dorobił się fortuny na żywności. Posiada w swoim portfolio m.in. firmy Nidala i Sofina. Sprzedają one przetwory mięsne, mrożonki, posiadają też licencje na produkty wielu znanych marek spożywczych.

ZOBACZ WIDEO: Orlen z Robertem Kubicą także poza Williamsem. "Mamy plany. Będziemy dalej w F1"

Być może jeszcze większy jest majątek jego małżonki. Marilena Latifi pochodzi z rodziny Saputo, która prowadzi jedną z największych firm mleczarskich na świecie. Jej produkty oferowane są na ponad 40 rynkach. Szacuje się, że cała rodzina posiada ok. 11 mld dolarów.

Skazany na F1

Biorąc pod uwagę majątek rodziców, Nicholas Latifi był skazany na F1 w momencie, gdy tylko zaczął stawiać pierwsze kroki w motorsporcie. Nie jest bowiem tajemnicą, że pieniądze torują drogę do sukcesu w tej dyscyplinie. Już w najmniejszych kategoriach, posiadając solidne wsparcie, można wygrywać z rywalami za sprawą lepszego sprzętu czy inżynierów.

Ogłoszenie kontraktu Latifiego przez Williamsa nie jest zaskoczeniem. Są i tacy, którzy twierdzą, że Kanadyjczyk zapewnił sobie miejsce w ekipie już w momencie podpisywania umowy na pełnienie roli rezerwowego. Zwłaszcza, że jego ojciec miał oferować ponad 30 mln dolarów za danie szansy synowi. To ponad trzy razy więcej niż przed rokiem zapłacił Orlen za starty Roberta Kubicy.

Latifi musiał w tym roku zrobić jedno. Uzyskać superlicencję. To dokument, który jest niezbędny do rywalizacji w F1. Zdobywa się go na bazie występów w niższych seriach wyścigowych. Kanadyjczyk potrzebował ukończyć rywalizację w Formule 2 w czołowej piątce, aby zdobyć papier. Pomogła mu też sytuacja w F2 - po udanym sezonie do F1 awansowali ubiegłej zimy aż trzej kierowcy - George Russell, Lando Norris i Alexander Albon.

Roczna przygoda?

Warto zauważyć, że Latifi nigdy nie błyszczał w F2. Pojawił się w tej serii w roku 2014, gdy jeszcze nazywała się GP2. I dopiero w obecnym sezonie zaczął bić się o czołowe lokaty. Biorąc pod uwagę ile godzin spędził w samochodzie F2 i jakie doświadczenie zdobył przy okazji różnych testów F1, w kategoriach porażki należy oceniać to, że nie zdobył tytułu mistrzowskiego w F2. Dla porównania, George Russell czy Charles Leclerc spędzili w Formule 2 tylko rok.

Williams wcale nie jest pierwszym zespołem F1, z którym się zetknął Latifi. Ba, miał on nawet okazję współpracować, choć bardzo krótko z Robertem Kubicą. W roku 2017 obaj spotkali się w Renault przy okazji testów F1 na Hungaroringu. Dla Polaka był to powrót do padoku po ponad sześciu latach przerwy, dla Kanadyjczyka okazja do zapoznania się z samochodem F1. Należał wtedy bowiem do akademii talentów francuskiego producenta.

Rok później Latifi był kierowcą rezerwowym i testowym w Force India. Wydaje się, że nie była to inwestycja przypadkowa. Kanadyjczyk zdawał sobie bowiem sprawę z tego, że ekipa z Silverstone zwykła stawiać na kierowców płacących za starty, by w ten sposób podreperować budżet. Nie przewidział jednak tego, że zespół zostanie przejęty przez Lawrence'a Strolla, innego miliardera z Kanady. Ten umieścił tam swojego syna Lance'a, który... zwolnił miejsce w Williamsie.

Czytaj także: Robert Kubica odchodzi z podniesioną głową

I choć w tej chwili Latifi się raduje, bo w końcu dotarł do F1, należy się zastanowić czy jego przygoda z tą dyscypliną potrwa dłużej niż rok. Przykłady Siergieja Sirotkina czy Roberta Kubicy pokazują, że Williams potrafi do siebie zniechęcić w ledwie kilka miesięcy. Może się okazać, że w roku 2021 rodzina Latifich pójdzie inwestować swoje pieniądze jak najdalej od Williamsa.

Czy Nicholas Latifi pozostanie w F1 dłużej niż rok?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×