F1: nadszedł czas symulatorów. Alfa Romeo idzie śladem najlepszych

Robert Kubica w roku 2020 będzie głównie pracować w symulatorze Alfy Romeo. Najbliższe miesiące będą też okresem, gdy kolejne zespoły F1 będą prezentować nowe, wirtualne maszyny. Każda z nich warta jest po kilkadziesiąt milionów euro.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
samochód Alfy Romeo Materiały prasowe / Orlen Team / Na zdjęciu: samochód Alfy Romeo
Pod koniec grudnia w fabryce w Hinwil ruszył już nowy symulator, jaki miał kosztować Alfę Romeo ok. 40 mln euro. Był to jedynie test pokazowy, prawdziwa praca rozpocznie się dopiero w najbliższych tygodniach. To będzie główne narzędzie Roberta Kubicy w sezonie 2020, przynajmniej jeśli chodzi o szwajcarsko-włoski zespół F1.

Nowoczesne maszyny pojawią się też w kolejnych zespołach. Wynika to z faktu, że już w roku 2021 w życie wejdzie limit finansowy. Ekipy Formuły 1 będą mogły wydać maksymalnie 175 mln dolarów rocznie. Dlatego tak ogromny wydatek lepiej zaplanować jeszcze w tym sezonie, gdy cięcia wydatków nie obowiązują niż w przyszłym.

Czytaj także: Fernando Alonso pierwszym mistrzem F1 w Dakarze

Prace nad nowym symulatorem od pewnego czasu trwają już w Ferrari, stworzenie nowego wirtualnego stanowiska pracy zapowiedział też McLaren. Wkrótce możemy usłyszeć kolejne wieści z fabryk. Zwłaszcza, że część ekip ma już dość stare maszyny, a technologia idzie do przodu i symulatory coraz lepiej pozwalają odtworzyć wyścigowe realia.

ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik typował Roberta Lewandowskiego na sportowca roku w Polsce

Najważniejsza jest faza konfiguracji, bezpośrednio po uruchomieniu symulatora. Maszynę trzeba odpowiednio skalibrować, tak aby odpowiadała właściwościom samochodu. To bez wątpienia będzie zadanie dla Roberta Kubicy w Alfie Romeo. Bo Kimi Raikkonen nie lubi symulatorów, a Antonio Giovinazzi nie ma aż takiego doświadczenia.

W F1 regularnie zdarzają się przypadki, gdy symulator nie oddaje idealnie tego, co prezentuje samochód na torze. To miało być m.in. źródło problemów Ferrari w roku 2019. Pracownicy włoskiej ekipy regularnie musieli brać dodatkowe godziny w piątkowe wieczory, by po treningach F1 popracować nad ustawieniami modelu SF90.

Również Red Bull Racing popełniał błędy w symulatorze. Chociażby przy okazji GP Singapuru, gdzie przyjechał ze źle ustawionym samochodem. "Czerwone byki" podchodziły do weekendu na Marina Bay z przekonaniem, że powalczą o podium, a tymczasem nie miały tempa na poziomie Ferrari czy Mercedesa.

- Symulator nas oszukał. To on określa nasze bazowe ustawienia na dany weekend. Jeśli popełnisz jakiś błąd przy konfiguracji, to masz kłopoty. Okazało się, że mamy zbyt sztywne podwozie, nie mamy stabilności. Brakuje nam docisku - narzekał w Singapurze Alexander Albon, kierowca Red Bull Racing.

Za wzór, jeśli chodzi o pracę w symulatorze, uważany jest Mercedes. Kilkukrotnie niemiecki zespół rozpoczynał weekend F1 z najlepiej ustawionym samochodem. Chociażby w Abu Zabi Valtteri Bottas najlepszy czas wykręcił już w pierwszym piątkowym treningu (1:38.053).

Kierowcy pracujący w symulatorach stali się normą w F1. Zespoły zrozumiały, że odpowiednia osoba w piątkowy wieczór, po przeanalizowaniu danych, może wykonać ogromną różnicę. Dlatego zespoły chętnie sięgają po zawodników z doświadczeniem w F1. Trend ten zapoczątkowało Ferrari, które w roku 2018 do granic możliwości wykorzystywało Daniiła Kwiata w fabryce w Maranello.

Ponieważ w minionym sezonie Kwiat wrócił do regularnego ścigania w F1, to Włosi musieli poszukać jego następcy. Padło na Pascala Wehrleina i Brendona Hartleya. W tym przypadku praca miała już nie być tak efektywna jak u Rosjanina. Bardzo dobrze w symulatorze Mercedesa sprawował się za to Esteban Ocon, którego w tym roku zastąpi Stoffel Vandoorne.

Warto przy tym zauważyć, że zespoły ze środka stawki F1 nie miały i nie mają tak rozbudowanego programu w symulatorze. Na to potrzeba bowiem środków. Williams może jedynie pomarzyć o kierowcy z doświadczeniem w F1, który piątkowe wieczory spędzałby w fabryce w Grove. Również Alfa Romeo do tej pory nie miała takiej osoby. Pod tym względem stajnia z Hinwil, zatrudniając Kubicę, dołączyła do najlepszych.

Praca w symulatorze ma swoją specyfikę. Z dala od blasku fleszy i nie jest doceniana przez większość kibiców. Gdy w piątkowym treningu Charles Leclerc wykręca rekordowe czasy, to większość fanów Ferrari tłumaczy to talentem młodego Monakijczyka. Nie myśli o tym, że kierowcy w symulatorze mogli mu idealnie ustawić maszynę.

Czytaj także: Williams uderzył o dno. Tego potrzebował

To samo może się tyczyć Kubicy. Alfa Romeo w roku 2020 chce zrobić krok naprzód, po tym jak ostatnie dwie kampanie kończyła na ósmym miejscu w klasyfikacji konstruktorów F1. Być może porady Polaka i jego praca w symulatorze sprawią, że model C39 okaże się lepszą konstrukcją. Najbardziej zyskają na tym Raikkonen oraz Giovinazzi, a nie sam Kubica.

Czy Alfa Romeo dzięki Robertowi Kubicy poprawi wyniki w F1?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×