W tej chwili sporo dyskutuje się o przyszłości Roberta Kubicy w Formule 1. Polak jest łączony aż z trzema zespołami (Alfa Romeo, Haas, Racing Point) i niezależnie do którego trafi, najpewniej nie ucieknie od pracy w symulatorze. 35-latek dorobił się bowiem opinii kierowcy, który w wirtualnej maszynie potrafi świetnie wyczuć zachowanie i charakterystykę samochodu.
- Kiedyś na wyścigi F1 brałem takiego ogromnego laptopa razem z kierownicą. Jeździłem kolejne rajdy w hotelach, podczas gdy inni chodzili zwiedzać miasta - zdradził Kubica, gdy w październiku był gościem konferencji Acronisa w Warszawie.
Kubica oskarżany o oszustwa
Popularna wśród kibiców Kubicy jest anegdota z 2005 roku, gdy brał on udział w mistrzostwach Polski w Colin McRae Rally. Krakowianin wygrał i wykręcił tak dobre czasy, że zaczęto oskarżać go o… oszukiwanie. Doszło nawet do tego, że 21-letni Kubica odpisywał na forum innym graczom i zapewniał, że do żadnego oszustwa nie doszło. Krakowianin miał być oburzony takim zachowaniem i zadeklarował odesłanie pucharu za wygraną w imprezie.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica otwarty na starty poza F1. "Chodzi też o rozwój. Chcę się ścigać"
Kubica po tamtych wydarzeniach miał zrazić się do takiej formy rywalizacji, przynajmniej w polskich warunkach. Mimo to, kilkukrotnie przy okazji wyścigów iRacingowych jego nazwisko wyciekało już do mediów. Podobnie zresztą jak Maxa Verstappena czy Lando Norrisa, czyli kierowców Red Bull Racing i McLarena. To co łączy tę dwójkę z Kubicą, to fakt, że każdy z nich posiada własny symulator w domu.
- Zbudowałem dla siebie symulator trzy czy cztery lata temu, by trenować fizycznie. To nie była jednak dobra inwestycja, bo stoi nieużywany. Chociaż zimowe okresy, te bardziej spokojniejsze, dają okazję do pokręcenia wirtualnych okrążeń - powiedział Kubica.
Ile to kosztuje?
Skoro Kubica ma symulator w domu, to czy może go posiadać też przeciętny Kowalski? Okazuje się, że tak. Wszystko zależy od środków. Początkowi wirtualni kierowcy zaczynają od kierownicy przykręconej do biurka, która potrafi kosztować od 600 do 1200 zł. Dla przeciętnego gracza to już dużo, bo przecież najtańsze klawiatury czy pady, których też można używać do grania, kosztują kilkanaście złotych.
Im bardziej kogoś wciągnie wirtualna rywalizacja, tym wyższe koszty. Kierownica z wyższej półki, na profesjonalnym stojaku, który nie wymaga montażu do biurka, to już koszt ok. 2000 zł. Najwięksi pasjonaci mają znacznie lepsze kierownice, dedykowane pedały, zestawy składające się z trzech monitorów czy okularów VR. To już wydatki rzędu kilkunastu tysięcy złotych.
Symulator w domu a symulator w fabryce F1
Co oczywiste, symulator zbudowany w domowych warunkach będzie daleki od tego, jakie posiadają zespoły F1. Wydają one bowiem miliony dolarów na swoje wirtualne maszyny, które są w stanie oddać zmienne warunki pogodowe, wstrząsy czy przeciążenia.
- W domu można zbudować maszynę i wszystko zależy od budżetu. Sam mam statyczny symulator, bo był mi potrzebny do czegoś innego. Nie potrzebowałem, aby był dynamiczny i bym czuł np. przeciążenia podczas jazdy. Mi zależało np. na zmuszeniu organizmu do koncentracji - powiedział Kubica.
Czytaj także: F1 szuka Lewisa Hamiltona nowej generacji
Mimo to, symulatory w fabrykach ekip F1 nie są idealne. Wprawdzie ta technologia rozwija się coraz lepiej i coraz bardziej oddaje realia prawdziwego ścigania, to jednak konieczne są pewne kompromisy. Dlatego czasem zespoły mają problem z korelacją danych pomiędzy symulatorem a torem, albo wręcz niektóre tory nie są w nich najlepiej odwzorowane.
- Przeciążenia są dalekie od rzeczywistych. Gdybyśmy chcieli zasymulować przeciążenie o mocy 5G na dohamowaniu, to potrzebowaliśmy stadionu wielkości PGE Narodowego. Do tego symulowanie przeciążeń odbiera to, co dzieje się naprawdę z autem. Dlatego niektórzy kierowcy mają problem w symulatorach, bo nie jesteś w stanie odzwierciedlić sił na dohamowaniach - dodał Kubica.
Ilu Polaków jest zainteresowanych wirtualnym ściganiem?
W Polsce mamy kilka miejsc, które skupiają fanów tego typu rozrywki. Jednym z popularniejszych portali jest SimRace.pl. Posiada on bazę ponad 4,5 tys. użytkowników. Jego założyciel szacuje, że regularnie z tego grona ściga się nieco ponad 500 osób.
Gracze zafascynowani wirtualnym ściganiem muszą też liczyć się z wydatkami nie tylko przy okazji kupowania sprzętu. O ile oficjalną grę F1, wydaną przez Codemasters, można kupić w większości sklepów i posłuży ona wiele miesięcy, o tyle iRacing jest oparty na abonamencie.
Użytkownik iRacingu musi wykupić abonament. Cena za miesięczny dostęp wynosi 6,50 dolarów, za roczny - 55 dolarów. W tej chwili obowiązuje 50. procentowa obniżka świąteczna, więc normalnie koszty są znacznie wyższe. Zwłaszcza, że dodatkowo trzeba wykupić dostęp do samochodów, torów, itd.
Dlatego największym zainteresowaniem cieszy się najprostsza gra F1 od Codemasters. Średnio co wieczór włącza ją ponad 4 tys. osób. Dla porównania, gry RPG potrafią przyciągać po kilkaset tysięcy użytkowników dziennie. To pokazuje, jak elitarnym światem są wirtualne wyścigi. Wynika to m.in. z konieczności zainwestowania w drogiej klasy sprzęt. Dodatkowo konieczne jest zainteresowanie motorsportem, bo bez tego trudno o sukcesy.
Czytaj także: Leclerc ważniejszy niż Schumacher dla Ferrari
Trzeba też sporej dozy cierpliwości. Bo w iRacingu nikt nie ustawi nam najłatwiejszego poziomu łatwości. Część graczy, przerażona własnym poziomem niekonkurencyjności, szybko odpuszcza. Pod tym względem wirtualny świat okazuje się równie brutalny jak "prawdziwa" F1.