Przed rokiem Ferrari opuszczało Barcelonę w optymistycznych nastrojach. Włoski zespół zanotował rekordowe czasy w zimowych testach Formuły 1 i wydawał się głównym kandydatem do zgarnięcia tytułu mistrzowskiego. Tymczasem pierwsze rundy padły łupem Mercedesa, który znalazł się poza zasięgiem konkurencji.
Jak się okazało, Niemcy postanowili nie prężyć muskułów podczas testów, a skupili się na pracy. Ponieważ przed sezonem 2019 mocno zmieniła się aerodynamika w F1, przygotowali dwie różne wersje samochodu i sprawdzali je tydzień po tygodniu.
Czytaj także: Brudne gierki Schumachera. Były szef Mercedesa zaprzecza
- Sporo mówi się o tym, że Ferrari może teraz pójść drogą Mercedesa i przygotować dwie wersje pojazdu. W pierwszym tygodniu testów zobaczymy tę pierwszą, która skupiać się będzie na niezawodności i będzie mieć bardzo podstawową aerodynamikę, a tydzień później zobaczymy drugą wersję. Będzie ona zbliżona do tej, którą później Ferrari zabierze na GP Australii - powiedział Matteo Bobbi w Sky Italia, były kierowca testowy F1, a prywatnie przyjaciel Roberta Kubicy.
ZOBACZ WIDEO F1. Czy w Formule 1 pojawią się nowi Polacy? "Mamy talenty. Wszystko zależy od finansów"
W zeszłym roku Ferrari w pierwszych tygodniach nowego sezonu F1 przekonało się, że obrało złą koncepcję aerodynamiczną samochodu. Przygotowanie zmian zajęło Włochom kilka miesięcy, co przekreśliło szanse teamu z Maranello na tytuł mistrzowski.
- Tej zimy poświęcono sporo uwagi aerodynamice, tak aby samochód generował większy docisk w zakrętach. Pracowano też nad silnikiem. Nawet nie tyle nad wzrostem mocy, bo ona była już spora, ile nad wydajnością i niezawodnością. Zeszłoroczny silnik zużywał sporo paliwa, więcej niż w przypadku Mercedesa czy Red Bulla - dodał Bobbi.
Czytaj także: Mick Schumacher musi być jak George Russell
Zdaniem Bobbiego, tegoroczne samochody będą zbliżone wyglądem do tych, które zobaczyliśmy w minionym sezonie F1. - Nie spodziewam się drastycznych zmian, skoro przepisy pozostały takie same. Bardziej zakładam, że dojdzie do ewolucji w związku z tym, że zespoły mają za sobą kilka miesięcy pracy - podsumował Włoch.