Do końca marca zespoły Formuły 1 będą musiały zrezygnować ze swojej aktywności, po tym jak wróciły do Europy z Australii. Wyścig na Albert Park w Melbourne nie doszedł do skutku, a wykrycie koronawirusa u jednego z pracowników McLarena wymusiło na personelu wszystkich ekip poddanie się kwarantannie.
"Nasz zespół dotarł do domu. Wszyscy są bezpieczni i poddali się kwarantannie. Fabryki w Enstone i Viry zajęte są planowaniem najbliższych tygodni, dopóki nie dowiemy się kiedy znów wrócimy do ścigania" - ogłosiło w poniedziałek Renault.
"Również chcielibyśmy się dowiedzieć, co tam u Was. Jak się macie? Pracujecie, jesteście w domu, wszystko w porządku? Jakich innych atrakcji od nas oczekujecie do momentu, w którym wrócimy na tor? Dajcie nam znać i dbajcie o siebie i każdego wokół" - dodał francuski zespół.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Zespoły z bazami w Wielkiej Brytanii znalazły się w dość dobrej sytuacji, bo ten kraj dość swobodnie podchodzi do pandemii koronawirusa i nie planuje wprowadzać na ten moment szeregu restrykcji. W znacznie gorszym położeniu są Włosi.
Włochy stały się epicentrum pandemii na Starym Kontynencie i zamknęły swoje granice. Ponad 200 Włochów, zatrudnionych m.in. w Ferrari, Alfie Romeo, Alpha Tauri, Haasie i Pirelli, nie mogło polecieć na lotniska do Mediolanu czy Rzymu.
W tej sytuacji podjęto decyzję, by Włosi pracujący w F1 lądowali we francuskiej Nicei. Na tamtejsze lotnisko wysłano specjalne autokary, które następnie wyruszyły w trasę na półwysep Apeniński. Następnie czeka ich długa kwarantanna.
Dlatego też nie dziwi, że zespoły zdecydowały się zamknąć swoje fabryki, bo i tak nie miałby w nich kto pracować. Pracownicy mają niespodziewany czas wolny, ale za to w sierpniu nie będą mieć tradycyjnej przerwy wakacyjnej. Wszystko wskazuje na to, że w tym okresie odbędą się zaległe wyścigi F1.
Czytaj także:
Pirelli musi spalić 1800 opon po Grand Prix Australii
Były mistrz świata obwinia McLarena o odwołanie wyścigu