Po farsie związanej z odwołaniem Grand Prix Australii, szefowie Formuły 1 mówili, że wyobrażają sobie powrót do ścigania na początku czerwca. Do tej pory oficjalnie odwołane zostały jednak tylko cztery wyścigi F1 - w Australii, Bahrajnie, Wietnamie i Chinach.
W czwartek sytuacja uległa zmianie, bo po wideokonferencji szefów zespołów F1 i właścicieli królowej motorsportu wysłano do dziennikarzy komunikat, w którym potwierdzono przełożenie rund w Holandii (3 maja), Hiszpanii (10 maja) oraz Monako (24 maja).
"Formuła 1 i FIA zamierzają rozpocząć sezon 2020 tak szybko, jak to tylko będzie możliwe i bezpieczne. Dlatego nadal będziemy monitorować sytuację związaną z rozprzestrzenianiem się COVID-19" - napisano w oświadczeniu.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Formuła 1 podkreśliła, że decyzję podjęto "ze względu na zdrowie i bezpieczeństwo osób podróżujących na zawody, uczestników mistrzostw, jak i kibiców".
Oficjalnie wspomniane trzy rundy zostały przełożone, a nie odwołane. Oznacza to, że szefowie F1 zrobią wszystko, aby odbyły się one w późniejszym terminie. W przypadku wyścigów zaplanowanych na Starym Kontynencie jest to o tyle łatwiejsze, że logistyka w tym przypadku oparta jest na ciężarówkach. Nie jest konieczne wynajmowanie specjalnego frachtowca, a cały proces przebiega znacznie szybciej.
W tej chwili pierwszym wyścigiem nowego sezonu F1 jest Grand Prix Azerbejdżanu (7 czerwca).
Czytaj także:
Sergio Perez zmartwiony sytuacją spowodowaną koronawirusem
Wymiana kierowców pomiędzy Renault a Ferrari?