Jeszcze przed kontrowersjami związanymi z odwołaniem Grand Prix Australii, Helmut Marko udzielił wywiadu, w którym stwierdził, że media przesadzają z informacjami na temat koronawirusa, bo jest "to tylko grypa".
Od tego momentu sporo się zmieniło na świecie. Koronawirus zabija kolejne osoby, państwa w Europie wprowadziły szereg restrykcji i pozamykały swoje granice. Marko zdania ws. COVID-19 jednak nie zmienia i obwinia media o wywoływanie niepotrzebnej paniki.
- Spędziłem czternaście godzin w Australii. Wylądowałem tam w piątek, w dniu gdy podjęto decyzję o odwołaniu wyścigu. Od razu wsiadłem do samolotu do Dubaju. Tamtejsze lotnisko jest hot-spotem koronawirusa, bo przyjmuje ogromną liczbę ludzi z różnych krajów. Skoro się tam nie zaraziłem, to nie wiem gdzie miałbym złapać tego wirusa - stwierdził w telewizji OE24 Marko.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Doradca Red Bull Racing ds. motorsportu nie rozumie również, z jakiego powodu odwołano wyścig F1 na Albert Park w Melbourne. - Miałem nadzieję, że Formuła 1 wyśle jasny sygnał. Lokalny promotor i władze kraju chciały zezwolić na organizację wyścigu. Wszystko stanęło po tym, jak wykryto koronawirusa w McLarenie, a szef Mercedesa zabronił tej ekipie startu - dodał 76-latek.
Austriak jest przekonany, że gdyby w piątek rozpoczęto treningi F1 w Melbourne, to ostatecznie większość zespołów przystąpiłaby do rywalizacji w Grand Prix Australii.
- W 2005 roku przy okazji protestu na Indianapolis początkowo tylko trzy drużyny chciały, aby wyścig się odbył. Gdyby w Australii otworzono bramę na tor, dużo ekip poszłoby śladem Red Bulla - stwierdził Marko.
W Austrii, ojczyźnie byłego kierowcy F1, koronawirusem zaraziło się już ok. 3 tys. osób. Osiem z nich zmarło.
Czytaj także:
Kłótnia szefów Ferrari, Red Bulla i McLarena
Tor Mugello przekazał sprzęt medyczny włoskim szpitalom