Wśród ekspertów panuje przekonanie, że koronawirus jest niezwykle "demokratyczną" chorobą. Tak samo atakuje biednych, jak i bogatych. Przez COVID-19 świat sportu stracił już kilka wybitnych postaci. Również tych, którzy nie mogli narzekać na brak funduszy. Chociażby Lorenzo Sanz, były prezydent Realu Madryt, zmarł 21 marca.
Koronawirus uderza też w przedsiębiorstwa - małe czy duże, bez różnicy. O tym, że pod pewnymi względami wielki świat Formuły 1 w niczym nie różni się od zwykłych firm przekonali się w ostatnich dniach pracownicy McLarena. Otrzymali oni wypowiedzenia z powodu kryzysu wywołanego pandemią.
Kierowcy muszą się wyrzec milionów
W tych trudnych czasach niesprawiedliwe byłoby, gdyby zespoły F1 wysyłały na bruk swoich szeregowych pracowników, a równocześnie nie obcinały pensji swoich gwiazd. W tym względzie też McLaren okazał się prymusem. W sezonie 2020 Carlos Sainz i Lando Norris zarobią mniej niż oczekiwali.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Sportowcy bez planu na najbliższe dni. "Pełen trening nie ma sensu"
Czas jednak na to, by pensje obniżyły też inne zespoły. - Myślę, że rozmowa na ten temat toczy się w całym pit-lane. Popatrzmy na to z punktu widzenia kierowcy. Ten sezon miał liczyć 22 wyścigi, taką liczbę występów mieli zagwarantowaną w umowach. Tylu rund jednak nie będzie, więc można argumentować, że należy im się mniejsza zapłata - stwierdził w Sky Sports Karun Chandhok, były kierowca F1.
Problem w tym, że mowa o sportowcach z ogromnym ego i milionach euro. Dlatego dojście do porozumienia wcale nie będzie takie łatwe. - Jestem pewien, że oni mają swoje zdanie na ten temat. Ich menedżerowie też. Jednak w tym momencie każdy musi grać zespołowo - dodał Chandhok.
Należy bowiem pamiętać, że wskutek koronawirusa los niektórych ekip może być zagrożony. To efekt domina. Mniejsza liczba wyścigów przełoży się na niższe nagrody finansowe, jakie co roku wypłaca F1. Również sponsorzy nie przeleją wszystkich obiecanych pieniędzy, skoro warunki umów nie zostaną dotrzymane.
- Jeśli Gunther Steiner pójdzie do kierowców Haasa i powie im "spójrzcie chłopacy, dostajemy mniej pieniędzy z tej puli, z tamtej również i potrzebuję od was pomocy", to nie widzę, by ktoś odważył się powiedzieć "nie" - podsumował Chandhok.
Hamilton i Vettel świecą przykładem
McLarenowi należy bić brawo za obniżenie kontraktów Sainza i Norrisa, ale obaj znajdowali się w dolnej części drabinki płacowej w F1. Dobra wiadomość jest taka, że w trudnych czasach pewną społeczną odpowiedzialność czują Lewis Hamilton i Sebastian Vettel. Obaj wstępnie mieli powiedzieć "tak" redukcji zarobków. Rozmowy w tej sprawie toczą się w gabinetach szefów Mercedesa i Ferrari.
Hamilton i Vettel to w tej chwili najlepiej opłacani kierowcy F1. Brytyjczyk zgarnia ok. 45 mln euro za sezon, Niemiec - 35 mln euro. Jeśli oni zgodzą się na spore cięcia w kontraktach, inni nie będą mieli wyjścia.
- To trudny temat. W stawce F1 jest sześciu czy siedmiu kierowców, którzy zarabiają ogromne pieniądze. Naprawdę ogromne. Reszta jest daleko w tyle. Są też tacy, którzy zarabiają, bo mają swoich prywatnych sponsorów - stwierdził Jenson Button, były mistrz świata F1.
Brytyjczyk, podobnie jak Chandhok, nie jest przekonany czy wszystkie gwiazdy F1 zgodzą się na renegocjację warunków umowy. - Płace w F1 poszły do góry w porównaniu do tego, co było, gdy sam ścigałem się parę lat temu. Teraz w grze jest mnóstwo pieniędzy. I skoro ktoś je kiedyś zaoferował, to czemu kierowca ma teraz je odrzucić i nagle wziąć połowę obiecanej kwoty? - dodał Button.
- Tak powinno być, kierowcy powinni się godzić na obniżkę zarobków w tych czasach, ale oni mają zupełnie inny tok myślenia - podsumował mistrz świata z sezonu 2009.
Czytaj także:
Gęstnieje atmosfera wokół Formuły 1
DTM. Kubica ostrzeżony przez rywali