- Wiem, na co mnie stać - powiedział Robert Kubica, gdy był gościem u Michała Pola w Kanale Sportowym. Pewności siebie 35-latka nie naruszył nawet słaby miniony sezon Formuły 1, w trakcie którego wielokrotnie zamykał on stawkę w Williamsie. Tyle że Kubica wielokrotnie powtarzał, że czuje się w lepszej formie niż w swoim najlepszym okresie w BMW Sauber. To maszyna Brytyjczyków nie pozwalała mu zaprezentować swoich umiejętności.
Koronawirus sprawił, że Kubica utknął w domu. Wywrócił jego plany na rok 2020 do góry nogami. Być może na zawsze odebrał szansę powrotu do regularnych startów w Formule 1.
Krakowianin ma świadomość tego, że jest coraz starszy i będzie mu coraz trudniej o ponowne starty w F1. W sytuacji, gdy nikt nie wie jak będzie wyglądać sezon 2020, czy i kiedy zostanie wznowiony, gdy jest się pozbawionym szansy na zaprezentowanie swoich umiejętności, trudno myśleć o roku 2021.
ZOBACZ WIDEO: Kubica za Raikkonena? Szef Alfy Romeo nie rozmawiał jeszcze z Finem o nowym kontrakcie
- Zaczynając pracę z nowym zespołem bardzo ważny jest pierwszy moment. To trochę jak pierwsza randka z kobietą. Ważne jest zrobienie pierwszego wrażenia. To mi udało się zrobić w Barcelonie - powiedział Kubica w Kanale Sportowym. Przypomnijmy, że podczas zimowych testów krakowianin wykręcił najlepszy czas jednej z sesji za kierownicą Alfą Romeo.
Kubica nie chciał wchodzić do padoku
Kariera Kubicy jest naznaczona pechem. W roku 2011 miał miejsce wypadek, który przekreślił jego transfer do Ferrari i najprawdopodobniej raz na zawsze zabrał mu szansę zdobycia tytułu mistrzowskiego w F1. Osiem lat później fatalna dyspozycja i braki Williamsa zniszczyły jego bajeczny powrót do ścigania. Kubica znów musiał zacząć walczyć o swoje niemal od zera, zrobić krok w tył.
- Jak leciałem do Australii, to z mieszanymi uczuciami - wyjawił u Michała Pola rezerwowy Alfy Romeo, który obawiał się nie tylko zarażenia koronawirusem w Melbourne. Przede wszystkim wiedział, że powinien być 1 z 20 kierowców planujących występ w Grand Prix Australii.
Dla Kubicy to była nowa sytuacja. Gdy w roku 2018 pełnił funkcję rezerwowego w Williamsie, był to kolejny krok na drodze do wielkiego powrotu. Polak raz za razem wchodził do padoku, ale ten najważniejszy test był dopiero przed nim.
W zeszłym sezonie Kubica zaznał smaku regularnego ścigania w F1. Zaczął robić to, co zostało mu odebrane w lutym 2011 roku. Dlatego nie należy mu się dziwić, że teraz wchodzi do padoku z zupełnie innymi odczuciami niż w sezonie 2018. - W Australii byłem w pracy, więc pojechałem na tor. Cieszyłem się, że tam jestem, ale po testach w Barcelonie chciałbym wchodzić do padoku jako kierowca wyścigowy, a nie rezerwowy - wyjawił Kubica.
Koronawirus zmusza do czekania
Alfa Romeo wskutek pandemii koronawirusa chwilowo zwolniła pracowników. Kubica nawet nie może pracować w symulatorze. To się nie zmieni nawet w momencie, gdy fabryka w Hinwil zostanie oficjalnie otwarta po wypełnieniu limitów narzuconych przez F1. Potrzeba będzie bowiem zniesienia wszelkich restrykcji, aby Polak mógł bezpiecznie przemieścić się z Monako do Szwajcarii, a następnie wrócić do domu.
Koronawirus jest kolejnym pechowym zdarzeniem, jakie należy dopisać do kariery Kubicy. Gdyby nie obecna pandemia, Polak właśnie szykowałby się do jednego z kilku piątkowych treningów za kierownicą modelu C39. Skoro w lutym w Barcelonie był w stanie wykręcić najlepszy czas w testach, to bez wątpienia podobnie byłoby również w trakcie trwania sezonu.
Być może właśnie zyskiwalibyśmy pierwsze argumenty przemawiające za tym, że Kubica jest w tej chwili mimo wszystko lepszym kierowcą niż Kimi Raikkonen czy Antonio Giovinazzi i zasługuje na miejsce w Alfie Romeo w roku 2021. Tymczasem pozostaje mu siedzieć w domu i czekać.
Czytaj także:
Przygoński: Wielu bagatelizowało problem koronawirusa
Renault też ogranicza zatrudnienie w F1