Nicholas Latifi w Williamsie zastąpił Roberta Kubicę. Decyzja o postawieniu na Kanadyjczyka miała zapaść już wiosną 2019 roku, po tym jak ojciec Latifiego zobowiązał się pomóc finansowo stajni z Grove. Powiązane z kanadyjskim miliarderem firmy miały dorzucić do tegorocznego budżetu Williamsa ponad 35 mln euro.
W ostatnich dniach okazało się też, że Michael Latifi poratował Williamsa wielomilionową pożyczką, której wartość przekroczyła 50 mln euro. Zabezpieczeniem kredytu są m.in. fabryka zespołu oraz historyczne samochody Williamsa. W praktyce oznacza to, że kanadyjski miliarder może w przyszłości przejąć stajnię z Grove.
Latifi nie zgadza się jednak z opiniami, jakoby był pay driverem, czyli kierowcą płacącym za starty w F1. - Tak to może wyglądać, biorąc pod uwagę z jakiej rodziny pochodzę, jakie jest tło całej sprawy - powiedział 24-latek w rozmowie z oficjalnym serwisem F1.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: lata lecą, a Tomasz Kuszczak wciąż imponuje formą. Potrafiłbyś tak zrobić?
Zdaniem kierowcy z Kanady, posiadanie partnerów w F1 nie jest niczym nowym. - Rzeczywistość jest taka, że motorsport jest kosztowny. Aby się ścigać, trzeba współfinansować swoje starty. Trzeba posiadać wsparcie rodziny, sponsorów prywatnych czy też mieć za sobą jakieś korporacje. Niezależnie od źródła, te pieniądze muszą się skądś znaleźć - stwierdził.
Nowy kierowca Williamsa podkreśla, że zdobył superlicencję, jaka jest wymagana do jazdy w F1, a to najlepszy dowód jego umiejętności. - Formuła 1 po to wprowadziła system superlicencji, aby była to skuteczna bariera. Taka, która nie pozwala wejść do F1 przypadkowym osobom. Mi się udało zdobyć odpowiednią liczbę punktów, zdobyłem superlicencję, więc zasługuję na miejsce w F1 - podsumował Latifi.
Latifi miał ambitne plany związane z sezonem 2020, ale obecnie wszystkie plany Kanadyjczyka zostały wstrzymane. Z powodu pandemii koronawirusa rywalizacja w F1 została zawieszona. W tej chwili nikt nie jest w stanie określić, w którym momencie uda się rozegrać pierwsze zawody.
Czytaj także:
Zespoły DTM mierzą się z kryzysem
Stirling Moss miał zostać dentystą. Wspomnienie legendy F1