Sir Stirling Moss zmarł w wielkanocną niedzielę w wieku 90 lat. Jako że w Wielkiej Brytanii obowiązuje szereg restrykcji, które związane są z pandemią koronawirusa, niemożliwe byłoby zorganizowanie w tym momencie hucznej ceremonii pożegnalnej. Rodzina Mossa otrzymała zgodę, by w pogrzebie maksymalnie wzięło udział 10 osób.
Moss został skremowany w piątkowe popołudnie w Mortalke, a następnie jego prochy trafiły do urny, która spoczęła na jednym z cmentarzy w Londynie. Media zostały poinformowane o tym fakcie ze znacznym opóźnieniem. Taka była bowiem wola Lady Moss, wdowy po zmarłej legendzie Formuły 1. Brytyjka chciała bowiem uniknąć zgiełku mediów i pożegnać męża w ciszy.
Lady Moss zapowiedziała jednak, że zorganizuje imprezę ku pamięci swojego męża, gdy tyko sytuacja na świecie poprawi się i będzie możliwe organizowanie imprez masowych. Biorąc bowiem pod uwagę historię Mossa w królowej motorsportu i jego liczne sukcesy, hołd będą mu chciały oddać setki osób związanych z Formułą 1 i innymi seriami wyścigowymi.
W tej chwili rodzina Mossa nie jest w stanie podać żadnych szczegółów ceremonii pożegnalnej, co jest oczywiste, bo nie da się oszacować jak długo jeszcze potrwa walka z koronawirusem. Poprzez "Motorsport Magazine" zapewniono jedynie, że impreza będzie mieć odpowiednią rangę i w sposób należyty odda hołd zmarłemu kierowcy. Wśród brytyjskich dziennikarzy pojawiają się sugestie, że właściwą lokalizacją dla takiej ceremonii byłby tor Silverstone, na którym Moss przed laty święcił triumfy.
Moss, choć nigdy w karierze nie został mistrzem świata Formuły 1, zapracował na miano jednego z lepszych kierowców w jej historii. Wygrywał za to wyścigi w innych kategoriach wyścigowych.
Czytaj także:
Formuła 1 może uratować małe zespoły
Russell coraz głośniej myśli o jeździe w Mercedesie
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Marcin Lewandowski nie rozpacza. "Trzeba się dostosować do sytuacji. To dotyczy całego świata"