Od przyszłego roku w Formule 1 będzie obowiązywać limit wydatków w wysokości 150 mln dolarów. Mniejsze zespoły chcą jednak wykorzystać kryzys wywołany koronawirusem, by jeszcze mocniej obniżyć pułap kosztów. W tym gronie znajduje się m.in. McLaren, który chciałby dalszego zaciskania pasa i limitu na poziomie ok. 100 mln dolarów.
Drastycznemu cięciu kosztów "nie" mówi Ferrari. Włosi twierdzą, że nagle musieliby zwolnić sporą część personelu. - Jeśli komuś brakuje środków, chętnie zaoferujemy mu swoje części albo gotowe samochody - powiedział w rozmowie z "Guardianem" Mattia Binotto, szef włoskiej ekipy.
Słowa Binotto rozwścieczyły jednak przedstawicieli McLarena. - Znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że jeśli zachowamy stare nawyki, to przyszłość F1 jest zagrożona. Jeśli będziemy myśleć przyszłościowo i pójdziemy z duchem czasu, to nie tylko możemy przetrwać obecny kryzys, ale też doprowadzimy do rozwoju Formuły 1. Wtedy wszyscy wygramy - powiedział "Motorsportowi" Zak Brown, szef firmy z Woking.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Kryzys dotyka Michała Winiarskiego. "Dogadaliśmy się, że będziemy płacić 1/3 czynszu"
- Komentarze, jakie pojawiają się ze strony Ferrari, są sprzeczne i nie odzwierciedlają tego jak ja postrzegam obecną rzeczywistość - dodał Amerykanin.
Brown nie zgadza się też z argumentem Binotto, że jeśli zespoły F1 nagle będą wydawać ok. 100 mln dolarów rocznie, to Formuła 1 straci status królowej motorsportu i nie będzie już uznawana za miejsce, w którym powstają nowoczesne technologie. - Już teraz ekipy nie rywalizują w F1 po to, by mieć zysk finansowy. Bardziej chodzi o wygenerowanie wartości marketingowych. Przekłada się na to konkretne wyniki sprzedażowe samochodów czy napojów energetycznych - zauważył szef McLarena.
Amerykaninowi nie podoba się też lansowana przez Ferrari koncepcja, by wrócić do idei samochodów klienckich. Polegała ona na tym, że mniejsze ekipy kupowały w całości gotowe konstrukcje od innych rywali i nie ponosiły w związku z tym aż takich wydatków.
- Ostatni raz mieliśmy takie pojazdy w latach 70. Bycie w F1 polega na roli konstruktora, na tworzeniu samochodów na własną rękę. Nie widzę, aby taka strategia wpisywała się w DNA tego sportu. To się kłóci z mówieniem o tym, że F1 musi pozostać na szczycie sportów motorowych, to wszystko nie trzyma się kupy - stwierdził Brown.
Szef McLarena nie martwi się też ewentualnym odejściem Ferrari z F1. Jego zdaniem, groźniejszy dla przyszłości tej dyscypliny będzie upadek wielu małych zespołów. - Nie chciałbym widzieć, jak Ferrari opuszcza F1. Jednak to dotyczy każdej z ekip. Ten sport może jednak przetrwać z 18 samochodami na polach startowych. Są też inni producenci, którzy nagle mogliby zaoferować silniki ekipom, które współpracują z Ferrari. Formuła 1 przetrwa bez Ferrari, ale naprawdę wolę, aby pozostali z nami - zakończył Amerykanin.
Ferrari obecnie posiada prawo weta, które pozwala jej blokować zmiany niekorzystne dla przyszłości F1. Może się okazać, że Włosi skorzystają ze swojego przywileju w obecnej sytuacji. Brown twierdzi jednak, że większość ekip popiera dalsze cięcie kosztów.
Czytaj także:
Raikkonen: W F1 trudno o przyjaciół
Liberty Media podało kroplówkę zespołom F1