- Gdyby poziom wydatków miałby być jeszcze niższy, nie chcielibyśmy być zmuszani do spojrzenia na nasze inne opcje wyścigowe, by tam kultywować naszą tradycję - powiedział w "Guardianie" Mattia Binotto. Szef Ferrari odniósł się tym samym do dyskusji na temat obniżenia wydatków w Formule 1.
Włoski zespół sprzeciwia się temu, aby wskutek kryzysu wywołanego koronawirusem wynosił on od przyszłego roku ledwie 100 mln dolarów. Ferrari swoje stanowisko argumentuje tym, że musiałoby nagle wysłać setki pracowników na bruk. Nie pozwala jej na to m.in. włoskie prawo pracy.
- Binotto powiedział, że nie chcielibyśmy być zmuszeni do spojrzenia na inne opcje poza Formułą 1, by tam kultywować swoje wyścigowe DNA - powiedziała Sky Sports rzecznik prasowa Ferrari. Jej zdaniem ze słów Binotto nie wynika, aby zespół groził opuszczeniem F1 i "Guardian" dokonał nadinterpretacji.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Kryzys dotyka Michała Winiarskiego. "Dogadaliśmy się, że będziemy płacić 1/3 czynszu"
Od sezonu 2021 limit wydatków w Formule 1 ma wynosić 150 mln dolarów. Jest on niższy od tego, jaki wcześniej ustaliły zespoły królowej motorsportu. W połowie ubiegłego roku porozumiano się w kwestii pułapu na poziomie 175 mln dolarów. Limit obniżono, bo ekipy F1 wskutek kryzysu, wywołanego koronawirusem, przeżywają ciężkie czasy.
Doszło nawet do sytuacji, w której właściciel Formuły 1 wypłacił niektórym ekipom nagrody finansowe za sezon 2020 z góry, by w ten sposób uniknęły one bankructwa. W kiepskiej kondycji finansowej znajdują się m.in. Williams, Haas, Renault.
Ferrari to jedyny zespół w Formule 1, który ma na swoim koncie występy we wszystkich do tej pory rozegranych sezonach F1. Włosi dołączyli do stawki już w roku 1950 i zdobyli status kultowego teamu. Mimo to, na przestrzeni ostatnich lat kilkukrotnie grozili szefom królowej motorsportu, że opuszczą stawkę. Działo się tak w momencie dyskusji na temat zmian regulaminowych, gdy próbowano pozbawić stajnię z Maranello części przywilejów.
Czytaj także:
Raikkonen: W F1 trudno o przyjaciół
Liberty Media podało kroplówkę zespołom F1