F1. Chińczycy mogą odbudować potęgę Renault. W zamian oczekują swojego kierowcy w zespole

Materiały prasowe / Renault / Na zdjęciu: Guanyu Zhou
Materiały prasowe / Renault / Na zdjęciu: Guanyu Zhou

Chiny, choć są potęgą gospodarczą, nie miały jeszcze swojego kierowcy w F1. Wkrótce to się może zmienić. Państwo Środka jest gotowe wspomóc Renault w trudnej sytuacji, a w zamian oczekuje umieszczenia 21-letniego Guanyu Zhou w zespole.

W tym artykule dowiesz się o:

Grand Prix Chin organizowane jest w Formule 1 nieprzerwanie od 2004 roku. Swego czasu obiekt w Szanghaju był najdroższym torem wyścigowym zbudowanym na potrzeby F1, co potwierdzało rozwój gospodarczy Chin i chęć pokazania światu, że Państwo Środka stało się potęgą.

Mimo upływu lat, Chiny nie doczekały się jednak swojego kierowcy. Teraz może się to zmienić za sprawą 21-letniego Guanyu Zhou, który ma szansę trafić do Renault. O miejsce w ekipie walczy z Fernando Alonso, dwukrotnym mistrzem świata i legendą F1. Dlatego w staraniach o angaż kluczowe mogą być pieniądze chińskiego rządu.

Chiny zbudują potęgę F1?

Renault, po tym jak straci Daniela Ricciardo z końcem 2020 roku, potrzebuje nie tylko nowego kierowcy na sezon 2021, ale też pieniędzy. Spółka-matka, produkująca samochody osobowe, znalazła się w ogromnych tarapatach finansowych w związku z kryzysem wywołanym koronawirusem. Dlatego szefowie ekipy F1 z otwartymi ramionami przyjmą każdego kierowcę z zapleczem finansowym.

ZOBACZ WIDEO: Zrobimy sobie w Polsce "drugie Bergamo"? "We Włoszech wszystko zaczęło się od meczu piłki nożnej!"

Właśnie problemy finansowe Renault mogą sprawić, że kandydatura Alonso odejdzie na bok, a szansę dostanie niedoświadczony Zhou. Byłby pierwszym Chińczykiem w F1. Nieoficjalnie mówi się, że władze w Pekinie są gotowe wydać 30-40 mln euro na jego starty w Renault. Takie środki przydałyby się ekipie, która ostatni tytuł mistrzowski zdobyła w roku 2006, a marzy o powrocie do czołówki F1.

21-latek pochodzi z Szanghaju. Jeszcze kilka lat temu należał do akademii Ferrari, ale zrozumiał, że w niej się nie przebije. Dlatego przed rokiem przeniósł się do Renault. To była dobra decyzja. Był najlepszym debiutantem w Formule 2, awansował do miana rezerwowego francuskiej ekipy. W tym roku kilkukrotnie ma testować maszynę F1. W Ferrari nie miałby takiej szansy.

Renault musi czekać

Francuzi, komentując plotki o transferze Alonso, stwierdzili, że nie zamierzają się spieszyć z ogłaszaniem nazwiska nowego kierowcy. Zdaniem chińskich mediów, Renault chce poczekać na wyniki Formuły 2. Zhou nie ma bowiem superlicencji. Aby otrzymać dokument, który jest niezbędny do jazdy w F1, Chińczyk musi zająć co najmniej czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej F2 w sezonie 2020.

"Gdyby Renault ogłosiło z wyprzedzeniem, że zamierza zatrudnić Zhou, a następnie ten nie uzyskałby superlicencji, byłoby to zawstydzające dla obu stron. Do tego Renault musiałoby znaleźć nowego kierowcę w bardzo krótkim czasie" - napisał serwis china.org.cn.

Zdaniem Chińczyków, Renault może potwierdzić transfer Zhou w okolicach października - wtedy mogłoby się też odbyć przeniesione z kwietnia Grand Prix Chin na torze w Szanghaju.

Zhou mógłby Francuzom dostarczyć nie tylko miliony euro od chińskiego rządu, ale też jego pensja byłaby znacznie niższa niż w przypadku Alonso. Jak wiadomo, dwukrotny mistrz świata F1 ma żądać ok. 30 mln euro za sezon. W dobie koronawirusa i kryzysu gospodarczego to o wiele za dużo. Dodatkowo celem firmy z Enstone od dawna było danie szansy kierowcy wywodzącemu się z własnej akademii. Za sprawą Zhou można by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

Zhou pomoże w sprzedaży samochodów?

Zhou ma jeszcze jeden atut, którego nie posiada Alonso. Można go wykorzystać marketingowo do zwiększenia zainteresowania samochodami na chińskim rynku. W kwietniu Renault ogłosiło, że zamierza znacząco zwiększyć sprzedaż pojazdów elektrycznych w Państwie Środka.

"Zatrudnienie Zhou jako pierwszego w historii kierowcy F1 z Chin mogłoby sprawić, że samochody Renault będą masowo opuszczać salony dealerów. Może też przyciągnąć chińskich inwestorów do Renault" - ocenił serwis china.org.cn.

Z pierwszego Chińczyka w F1 ucieszyłoby się też Liberty Media. Właściciel królowej motorsportu ma świadomość tego, że na terenie Azji ciągle ma ogromne pole do popisu. Jeszcze przed koronawirusem pojawił się pomysł, by Pekin organizował drugi w Chinach wyścig F1. - Bardzo chcielibyśmy zobaczyć Guanyu w F1. Decyzja należy do zespołów, ale myślę, że nawet one dostrzegają fantastyczną okazję i szansę, jaką są dla nich Chiny - powiedział Murray Barnett, który do niedawna w F1 zajmował się sponsoringiem.

Czytaj także:
DTM. Samochód Roberta Kubicy już gotowy
Wyścigi F1 możliwe tylko w Europie, ale i tak wyłonią mistrza świata

Komentarze (1)
avatar
yes
7.06.2020
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Chińczyków stać na wiele. Potrafią wszystko podrobić i wiele zrobić. Na przykład ostatnio mówią, że pomajstrowali przy koronawirusie. Nie wiem czy to prawda, tak mówią...