F1. Zespół w czasach zarazy. Oto, jak Alfa Romeo radzi sobie z trudnym okresem

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Robert Kubica
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Robert Kubica

Tylko dwa tygodnie dzielą nas od wznowienia sezonu Formuły 1. Dla ekip zakończy się tym samym jeden z trudniejszych okresów w dziejach F1. Na przykładzie Alfy Romeo widać, jak wiele trudności musiały i ciągle muszą pokonywać zespoły.

W tym artykule dowiesz się o:

Koronawirus mocno dał się we znaki zespołom Formuły 1. Jeszcze w marcu, mimo zagrożenia związanego z COVID-19, poleciały one do Australii. Tamtejszy wyścig F1 jednak odwołano. Potem na wiele tygodni zamknięto fabryki i przekładano kolejne Grand Prix.

Ostatecznie Formuła 1 wróci do rywalizacji 5 lipca w Austrii, ale już w zupełnie innych realiach - przy podwyższonym rygorze sanitarnym i opracowanych procedurach na wypadek wystąpienia COVID-19 w padoku.

Praca zespołu F1 w dobie koronawirusa

Gdy w marcu koronawirus stał się problemem we Włoszech czy Hiszpanii, FIA zareagowała i przeniosła przerwę wakacyjną z sierpnia na marzec. Przy okazji wydłużyła okres obowiązkowego zamknięcia fabryk. Zwykle trwa on 14 dni. Koronawirus sprawił, że w sezonie 2020 zakłady musiały być zamknięte przez ponad dwa miesiące.

ZOBACZ WIDEO: Orlen nie rezygnuje ze wspierania polskiego sportu w czasie kryzysu. "Zwiększyliśmy na to budżet o prawie 100 procent"

- Dla nas wakacje skończyły się 25 maja. Od tego momentu zaczęliśmy stopniowo wracać do pracy. Mimo sytuacji z koronawirusem w Szwajcarii, zorganizowaliśmy poranną i popołudniową zmianę w firmie. Większość inżynierów pracuje z domu i wróci do fabryki dopiero 29 czerwca. Jednak w zakładzie są już wszyscy mechanicy. Oni zaczęli pracę 15 czerwca - opowiada w "Auto Motor und Sport" Beat Zehnder, menedżer Alfy Romeo, w której rezerwowym jest Robert Kubica.

W trakcie przerwy wakacyjnej nie można prowadzić jakichkolwiek prac nad samochodem. Dlatego, gdy tylko zakazy zostały uchylone, Alfa Romeo od razu zaczęła działać na pełnych obrotach. - Osoby odpowiedzialne za produkcję części wróciły do Hinwil natychmiast po zniesieniu zakazu - dodaje Zehnder.

Przygotować aktualizacje na Austrię

Odwołany wyścig F1 w Australii miał się odbyć 15 marca. Jako że sprzęt był już w Melbourne, Alfa Romeo musiała czekać na jego powrót. Bolidy pojawiły się w Szwajcarii w momencie, gdy już obowiązywał zakaz prowadzenia jakichkolwiek prac rozwojowych.

- Dotarły do zakładu 25 marca. Wtedy trwała już przerwa wakacyjna, więc jedynie rozładowaliśmy je z kontenerów, umieściliśmy w naszej hali i przewieźliśmy części do naszych działów w celu kontroli - zdradza menedżer Alfy Romeo.

Szybkie wznowienie pracy po lockdownie w przypadku Alfy Romeo było konieczne, bo choć Kubica w jednej z sesji testowych w Barcelonie w lutym 2020 roku znalazł się na czele stawki, to jednak tempo modelu C39 nie było imponujące. Analiza czasów wskazywała, że Alfa Romeo jest ósmym lub nawet dziewiątym zespołem w hierarchii F1.

- W Melbourne mieliśmy samochód w specyfikacji z dwóch ostatni dni testowych w Barcelonie. Planowaliśmy kolejne aktualizacje i one zostaną wprowadzone na pierwszy wyścig F1 w Austrii. Kolejne pojawią się później na Silverstone - dodaje Zehnder.

Z powodu koronawirusa wyścigi będą się odbywać jeden po drugim, bez większych przerw. To sprawia, że Alfa Romeo nie może tak swobodnie planować aktualizacji do swojego modelu. Liczba nowinek w trakcie kampanii 2020 będzie mocno ograniczona. - Nie zostało nam wiele czasu. Musimy najpierw przejechać trochę dystansu, aby w ogóle ocenić czy bolid potrzebuje poprawek i w jakim aspekcie - komentuje menedżer ekipy z Hinwil.

Koszty ekipy F1 w związku z odwołanymi wyścigami

Gdyby nie pandemia koronawirusa, bylibyśmy na półmetku rywalizacji w F1. Odwoływanie kolejnych wyścigów skutkowało nie tylko tym, że ekipy przestały otrzymywać środki pieniężne od Formuły 1 i sponsorów. Konieczne też było anulowanie biletów lotniczych i zarezerwowanych hoteli.

- Mamy tę przewagę, że jako spora grupa zajmowaliśmy większe przestrzenie w samolotach czy hotelach. Dzięki temu w negocjacjach nasza pozycja była mocniejsza niż, gdybyśmy byli pojedynczą osobą. Gdy np. stało się jasne, że Grand Prix Monako nie dojdzie do skutku, ciągle łapaliśmy się w termin możliwej rezygnacji z rezerwacji. Straciliśmy na tym ledwie kilkaset euro - opowiada Zehnder.

- Tam, gdzie wpłaciliśmy zaliczki, negocjowaliśmy z liniami lotniczymi, aby przenieść je na przyszłe rezerwacje. Firma Emirates okazała się być przychylnie nastawiona, nie robiła nam problemów. Gdy Grand Prix Australii odwołano i musieliśmy wracać wcześniej, nie naliczyli nam żadnych opłat w związku ze zmianami. Zwrócili nam też koszty biletów na kolejny odwołany wyścig w Bahrajnie - dodaje menedżer Alfy Romeo.

Część hoteli przystała na propozycję, by opłacone rezerwacje przenieść na rok 2021 - w końcu w większości lokalizacji Formuła 1 pojawi się w kolejnym sezonie, po tym jak świat upora się z koronawirusem.

- W tych przypadkach, w których nie wiemy czy wyścig w roku 2021 będzie tam mieć miejsce, nalegaliśmy na zwrot kosztów. Do tego do Austrii czy Wielkiej Brytanii przybędziemy w mniejszym gronie niż zwykle. Zostaniemy za to dłużej, skoro będą tam organizowane po dwa wyścigi F1. Efekt jest taki, że nawet byliśmy w stanie negocjować cenę pokoi - mówi Zehnder.

Logistyka F1 w czasach zarazy

Jako że Alfa Romeo ma swoją siedzibę w szwajcarskim Hinwil, personel tego zespołu na wyścigi do Austrii i na Węgry pojedzie samochodami. W przypadku austriackiego Spielberga było tak nawet w czasach przed koronawirusem. Oba miasta dzieli ok. 700 kilometrów, co daje ok. sześciu godzin za kierownicą.

Ekipa Kubicy samolotem wybierze się za to do Wielkiej Brytanii, choć w tym przypadku nie wiadomo, czy wynajmie czarter, czy też zdecyduje się na lot rejsowy. Prosto z Wysp poleci też na późniejszy wyścig F1 do Hiszpanii.

Alfa Romeo do podróżowania na kołach powróci na przełomie sierpnia i września, gdy odbywać się będą Grand Prix w Belgii i Włoszech. W przypadku rund F1 na Spa-Francorchamps i Monzie nie jest to zaskoczeniem, bo przed pandemią Szwajcarzy również jeździli na te wyścigi drogą lądową.

Z powodu koronawirusa zmniejszy się za to personel ekipy podczas wyścigu. - 55 osób wyjedzie z Hinwil. Dołączy do nas 12 pracowników Ferrari, odpowiedzialnych za silnik. To daje łącznie 67 osób. 10 osób przyjedzie na weekend F1 tylko po to, by złożyć i zdemontować garaże. Potem znikną - wyjaśnia Zehnder.

Co będzie po wrześniowym Grand Prix Włoch? Tego nie wiadomo, bo F1 nie opublikowała jeszcze późniejszej części kalendarza. Alfie Romeo udało się jednak anulować wszystkie loty, jakie miała zarezerwowane do krajów azjatyckich.

- Spodziewamy się przedłużenia sezonu europejskiego, kolejnych rund F1 na Starym Kontynencie. To miałoby sens, bo nie wiemy, czy będziemy się mogli ścigać gdzieś poza Europą. Dlatego nie mogę planować jeszcze tej fazy kampanii. Mamy nadzieję, że drugą cześć kalendarza poznamy w połowie lipca - stwierdza Zehnder.

- Wszystko będzie zależeć od tego, jak szybko będziemy mogli reagować. W przypadku Azji i Bliskiego Wschodu konieczne jest wynajęcie frachtu morskiego. Zazwyczaj mamy 45 dni na przygotowanie się do rund pozaeuropejskich. Teraz będziemy musieli działać szybciej. Wyczarterowanie całego samolotu to dwa czy trzy miesiące przygotowań. Jako że lata teraz mniej samolotów rejsowych, to wszystkie samoloty towarowe są zarezerwowane i ceny gwałtownie rosną. To problem, który musimy rozwiązać - podsumowuje menedżer Alfy Romeo.

Czytaj także:
Możliwe zmiany w Haasie. Wróci temat Kubicy?
Hamilton stworzył organizację. Chce pomagać czarnoskórym

Komentarze (0)