F1. GP Styrii. Jarosław Wierczuk: Formuła 1 - prekursor końca pandemii [KOMENTARZ]

Materiały prasowe / Alfa Romeo Racing ORLEN / Na zdjęciu: bolidy F1 na wyjeździe z alei serwisowej
Materiały prasowe / Alfa Romeo Racing ORLEN / Na zdjęciu: bolidy F1 na wyjeździe z alei serwisowej

Formuła 1 w tym wyjątkowym sezonie potwierdziła swoją elitarność. W pewnym sensie F1 jest bowiem prekursorem końca pandemii. Oczywiście są obostrzenia i puste trybuny, ale aktualnie w sportowym kalendarzu niezwykle mało jest imprez tej skali.

W tym artykule dowiesz się o:

Ostatnie kwalifikacje do GP Styrii urozmaicił deszcz, a jak wiadomo deszcz wyrównuje szanse. Szczególnie w Q1 i Q2 mieliśmy całą plejadę kierowców, którzy na suchym torze nie mieliby szans na porównywalny wynik. Bo czy to typowe żeby George Russell z Williamsa uzyskiwał niemal identyczny czas jak Charles Leclerc z Ferrari i raptem o 0,1 sekundy rozminął się z Q1?

Leclerc miał zresztą trochę pecha w Q2. Kiedy chciał poprawić swój wynik, zaczęło mocniej padać i w efekcie odpadł z finalnej odsłony kwalifikacji. A propos Ferrari, byłem bardzo ciekawy czy i na ile zdołają podnieść swoją formę, która szczególnie w kwalifikacjach pozostawia wiele do życzenia, ponieważ to czego Leclerc dokonał tydzień temu na tym samym torze dawało spore nadzieje, że właśnie w tempie wyścigowym czerwonych bolidów jest duży potencjał, a zespół właśnie na kolejne Grand Prix Styrii zaplanował szeroki pakiet zmian.

Zarówno piątek jak i sobota nie wyglądały zachęcająco dla Ferrari. Kierowcy z jednej strony chwalili kierunek zmian, ale tempo niekoniecznie te pochwały potwierdzało.  Może problem w Ferrari na przestrzeni kilku sezonów sprowadza się do oceny błędów i powiększającego się strachu przed ich popełnieniem? Teamy takie jak Mercedes, pomimo bardzo niskiej ilości błędów stawiają na filozofię, według której członkowie zespołu mogą popełniać błędy.

ZOBACZ WIDEO: Kolarstwo. Tour de Pologne pierwszym wyścigiem etapowym w sezonie. "Zgłaszają się wielkie nazwiska!"

Jak to wygląda w Ferrari pokazały ostatnie lata. Kolejne, coraz bardziej oczywiste błędy paradoksalnie potęgowały efekt ich niedopuszczalności. Namacalnie czuć presję i wiszącą nad kadrą falę potencjalnych konsekwencji. Mam wrażenie, że Ferrari nie jest w stanie się jakoś wyrwać z tej sytuacji, która ewidentnie się pogłębia. W miarę upływu czasu bowiem oczekiwania się zwiększały, a cierpliwość wręcz odwrotnie.

Deszczowe kwalifikacje do GP Styrii to dla mnie trochę forma ostatnich kilkunastu miesięcy w soczewce. Brakowało zdecydowanie Charlesa Leclerca, ale Lewis Hamilton potwierdził swój niedościgniony wciąż poziom, a Max Verstappen nie zawiódł.

Wracając do Ferrari. O ile w pierwszym wyścigu w Austrii szkoda było awarii Verstappena, o tyle w trakcie GP Styrii osobiście najbardziej oczekiwałem pokazania prawdziwego potencjału na dystansie całego wyścigu zarówno przez Leclerca jak i Vettela. I niestety, właśnie takiego scenariusza kibice zostali pozbawieni. Incydent pomiędzy kierowcami Ferrari na pierwszym zakręcie po starcie nie pociągnął za sobą żadnych formalnych konsekwencji, ale stroną odpowiedzialną za kolizję jest dla mnie Leclerc.

Nie bez kozery pisałem w zeszłym tygodniu, że pierwszy zakręt jest najtrudniejszy na całym torze i jednocześnie najmniej przewidywalny. Trzy bolidy wjeżdżające równolegle w ów zakręt to zdecydowanie za dużo. Zresztą kierowca z Monako nie krył rozczarowania… własną osobą, biorąc na siebie całą winę. Właśnie w tym sezonie jest to wręcz niedopuszczalne ze względu na dużo większe konsekwencje niż przy klasycznym kalendarzu. Nie tylko strata punktowa jest bardziej bolesna, ale zespoły potrzebują maksymalną ilość danych i realnych, w przeciwieństwie do wirtualnych kilometrów torowych.

W trakcie wyścigu nie było strategicznych sensacji. Czołówka miała bardzo porównywalną strategię. Lekki znak zapytania mam pod kątem scenariusza wyścigowego zastosowanego przez Red Bulla w przypadku Verstappena. Holender swoim wczesnym pit-stopem sprowokował trochę niemal natychmiastową reakcję Hamiltona. To oznaczało kompromis przyczepnościowy w końcówce wyścigu względem Bottasa, który zmieniając później ogumienie miał bez porównania lepsze karty na ostatnich okrążeniach.

Verstappen zresztą radiowo potwierdzał swoją delikatnie mówiąc negatywną opinię na temat stanu opon w końcówce. Jednak nawet biorąc pod uwagę drobny błąd strategiczny Red Bulla, nie sądzę żeby potencjalnie była możliwość wyprzedzenia Bottasa. Różnica w tempie wyścigowym na korzyść Mercedesa była w Austrii po prostu zbyt duża. Niestety, ponieważ to oznacza dalszą dominację jednego teamu jaką znamy z ostatnich lat.

Proszę też zwrócić uwagę na ocenę Verstappena własnej jazdy w trakcie GP Styrii. Otwarcie mówił, że dał z siebie wszystko i była to jazda od startu do mety na limicie, w zasadzie tempem kwalifikacyjnym, a mimo to tego tempa bardzo wyraźnie brakowało. Otóż wątpię, aby kierowcy Mercedesa zmuszeni byli do narzucenia sobie tak agresywnego rytmu w trakcie wyścigu co oznacza, że różnica szybkościowa Mercedes -Red Bull jest prawdopodobnie większa niż na papierze.

Są też jednak i pozytywne strony. Proszę zwrócić uwagę na walkę do ostatnich metrów wyścigu kierowców trzech teamów - Racing Point, McLaren i Renault. W mojej ocenie jest to jednak nowe rozdanie. Konkurencja w środku stawki jest wyjątkowo zacięta, dwa pierwsze wyścigi sezonu pokazały dobitnie, że obfituje w bezpośrednie pojedynki i wielu takich rywalizacji możemy się spodziewać w trakcie kolejnych startów. Ważna jest też różnica pomiędzy wymienionymi trzema teamami, a choćby Red Bullem. Uważam, że jest mniejsza niż w zeszłym sezonie, a to również dobry prognostyk dla spektakularności wyścigów. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu przecież te teamy ze środka stawki nie miały realnych szans na wyrównaną walkę np. z Ferrari, a teraz… jak najbardziej.

Trzeba też podkreślić jazdę Roberta Kubicy. Co prawda to piątkowe kilometry, a nie start w GP, ale są równie ważne. Doświadczenie Kubicy w aktualnym składzie Alfy Romeo jest nie do przecenienia i choćby dlatego nie powinniśmy po piątkowych sesjach oczekiwać sensacyjnych czasów bo rolą Polaka jest jak najlepsze wspomaganie rozwoju zespołu.

Czytaj także:
Mercedes rozwiązał problemy z awariami
Ferrari płonie od środka

Jarosław Wierczuk

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Źródło artykułu: