Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że Formuła 1 może mieć olbrzymie problemy z organizacją jakichkolwiek wyścigów w sezonie 2020. Dla F1 oznaczałoby to dramatyczne straty finansowe - wynikające z konieczności renegocjacji umów sponsorskich i telewizyjnych.
Ostatecznie poprawa sytuacji związanej z koronawirusem w takich krajach jak Austria, Hiszpania, Włochy czy Belgia sprawiła, że powstał już solidny kalendarz sezonu 2020, liczący aż trzynaście rund. Królowa motorsportu zawita też do Wielkiej Brytanii, mimo faktu że na Wyspach ciągle liczba chorych na COVID-19 jest stosunkowo duża.
Silverstone zorganizuje dwa wyścigi - GP Wielkiej Brytanii i GP 70-lecia F1. Jak się jednak okazuje, Stuart Pringle był gotów gościć królową motorsportu nawet dwunastokrotnie. Wszystko po to, aby Formuła 1 wypełniła limity kontraktowe.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: w takiej roli kolegi Roberta Lewandowskiego z Bayernu jeszcze nie widziałeś. Poszło mu świetnie
- Powiedzieliśmy F1, że będziemy wspierać ich plany tak bardzo, jak tylko możemy. Na pewnym etapie negocjacji zaproponowaliśmy im udostępnienie obiektu na okres kilku miesięcy. Na pewnym etapie wyglądało to bowiem tak, że wyścigi nie będą mogły się odbyć w innych krajach - powiedział "Motorsportowi" szef toru Silverstone.
- Plan brzmiał tak: bierzmy na statek ludzi z włoskich zespołów F1, drogą morską dostarczmy też Szwajcarów z Alfy Romeo i pracowników Pirelli, a następnie osadźmy ich na Silverstone na okres kilku miesięcy. Padł pomysł, by zorganizować na tym torze nawet 12 wyścigów - dodał Pringle.
Brytyjczyk podkreślił jednak, że sama Formuła 1 dość chłodno podchodziła do tego pomysłu. - Wiadome było, że to będzie trochę nudne. F1 wróciła jednak do nas z odpowiedzią: zrobienie dwóch wyścigów na Silverstone będzie dość pomocne i wystarczające - podsumował Pringle.
Czytaj także:
Robert Kubica w otwartym kanale
George Russell nadal w planach Mercedesa