Ferrari zanotowało fatalne wejście w sezon 2020. Dość powiedzieć, że Włosi do tej pory osiągnęli tylko jedno miejsce na podium, co i tak wynika ze sporej dawki szczęścia. W otwierającym kampanię GP Austrii wielu rywali nie dojechało bowiem do mety, co sprawiło, że Charles Leclerc był drugi na mecie.
W odpowiedzi na słabe wyniki, Ferrari wprowadziło zmiany w fabryce w Maranello. Powołano do życia specjalny departament, który ma pilnować rozwoju bolidu w trakcie trwania sezonu.
Większego sensu w zmianach wprowadzanych przez Ferrari nie widzi Ralf Schumacher. - Wydaje mi się, że ze strony Ferrari to taka próba pokazaniu światu, że coś się u nich dzieje, że coś się zmienia. Nie jestem do końca pewien czy to rozwiązanie cokolwiek da - powiedział Schumacher w niemieckiej telewizji Sky.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie tylko świetnie skacze o tyczce. Akrobatyczne umiejętności Piotra Liska
Zdaniem Schumachera, włoski zespół będzie potrzebować sporo czasu, aby wrócić do ścisłej czołówki F1. Zwłaszcza że część prac rozwojowych została ograniczona wskutek pandemii koronawirusa.
- Bolidy F1 są niezwykle skomplikowane. Jeśli coś pójdzie nie tak, najpierw musisz w ogóle wiedzieć w czym tkwi problem, dopiero potem możesz myśleć nad jego rozwiązaniem. To zadanie, z którym Ferrari będzie się zmagać co najmniej do zimy. Można mieć tylko nadzieję, że Włosi w roku 2021 będą mocniejsi - dodał młodszy z braci Schumacherów.
Niemiec zasugerował też, że ostatnio wprowadzone zmiany są tylko lekkim liftingiem, podczas gdy firma z Maranello potrzebuje silnego wstrząsu. - Sugerowałbym szefom Ferrari wyburzenie wszystko, co do tej pory powstało, wykopanie ogromnej dziury i ponowne położenie fundamentów - podsumował.
Czytaj także:
Williams chce zrobić z Russella mistrza świata
Alex Zanardi z infekcją bakteryjną