W ubiegłym tygodniu Formuła 1 poinformowała, że nie dojdą do skutku zaplanowane na późną jesień wyścigi w Amerykach. Królowa motorsportu w jakiś sposób musiała zapełnić dziurę w kalendarzu i w ten sposób osiągnięto porozumienie z zarządcami torów Nurburgring, Algarve i Imola.
F1 w Portugalii pojawi się w dniach 23-25 października, a we Włoszech rywalizować będzie 31 października i 1 listopada. Weekend na Imoli będzie zatem krótszy o jeden dzień. Chociaż oficjalnie tego nie potwierdzono, kierowcy nie będą mieć do dyspozycji piątkowych treningów, a sobotnie kwalifikacje zostaną poprzedzone ledwie jedną sesją.
Jak poinformował szwajcarski "Blicki", decyzja o tym, by skrócić rywalizację na Imoli podyktowana jest logistyką. - Wysiłek jakiego musimy się podjąć jest szalony. Między portugalskim Portimao a Imolą jest 2500 km różnicy. Ciężarówki ze sprzętem będą musiały jechać niemal bez przerwy, zatrzymując się tylko na tankowania - powiedział Beat Zehnder, menedżer Alfy Romeo.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie tylko świetnie skacze o tyczce. Akrobatyczne umiejętności Piotra Liska
Zehnder zdradził, że nawet dwóch kierowców w jednej ciężarówce nie wystarczy, aby sprzęt Alfy Romeo dotarł na Imolę na czas. - Będziemy musieli zatrudnić zewnętrznych kierowców, aby się zmieniali - dodał Szwajcar.
Ekipy F1 mają ograniczone pole manewru, bo zwykle po Europie podróżują z wykorzystaniem ciężarówek. Samolotów czy frachtu morskiego używa się przy okazji rund rozgrywanych w Azji czy Amerykach. O ile kierowcy mogą w Portugalii wejść na pokład samolotu i szybko dotrzeć do Włoch, o tyle sprzęt musi dojechać na miejsce na kołach.
- Bardzo łatwo jest narzekać, wiem. Jednak dla F1 w obecnych czasach bardzo ważne było, aby dawać przykład. Do tej pory nie mieliśmy w zespołach ani jednego przypadku koronawirusa. Możemy być dumni z tego, co udało nam się osiągnąć - stwierdził Zehnder.
Czytaj także:
Koronawirus szansą dla Turków. Chcą wrócić do F1
Ferrari zacznie wygrywać dopiero w roku 2022