Sergio Perez jest pierwszym kierowcą Formuły 1, u którego wykryto koronawirusa. Meksykanin zachorował na COVID-19 przed GP Wielkiej Brytanii i w szeregach Racing Point zastąpił go Nico Hulkenberg. Jako że Perez ciągle nie wyzdrowiał, to Niemiec zastępuje go również podczas GP 70-lecia.
Na Pereza spadły gromy, bo złamał przepisy F1 dotyczące życia w "bańce" i podczas przerwy między wyścigami wybrał się do Meksyku. 30-latek swoją wyprawę tłumaczył chęcią zobaczenia się z matką, która po wypadku trafiła do szpitala.
Tymczasem meksykańskie i niemieckie źródła, chociażby RTL i "Bild", twierdzą, że wizyta Pereza w Meksyku miała inny cel. Kierowca udał się do ojczyzny, by porozmawiać ze wspierającymi go firmami. Meksykanin jest bowiem świadom tego, że jego przyszłość w dotychczasowym zespole wisi na włosku, bo jego miejsce w Aston Martinie (nowa nazwa Racing Point od roku 2021) ma zająć Sebastian Vettel.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: płynęła ze... szklanką na głowie. Nieprawdopodobny wyczyn Katie Ledecky!
Meksykańscy sponsorzy Pereza, w tym miliarder Carlos Slim, mieli zaoferować Aston Martinowi większe pieniądze w przypadku dalszej współpracy z meksykańskim kierowcą. I temu poświęcona była wizyta 30-latka w ojczyźnie, podczas której najprawdopodobniej zaraził się on koronawirusem.
Tymczasem "La Gazetta dello Sport" twierdzi, że sprawa startów Vettela w Aston Martinie jest już przesądzona. Przypomnijmy, że przy okazji GP Wielkiej Brytanii podobne informacje przekazywał m.in. dziennikarz Ted Kravitz ze Sky Sports. Vettel miał nawet odbyć pasowanie fotela do przyszłorocznego bolidu Aston Martina.
Włosi z "La Gazetta dello Sport" podali, że Vettel w nowym zespole miałby zarabiać 15 mln za sezon. Czterokrotny mistrz świata F1 zostałby nie tylko kierowcą tej ekipy, ale zostałby też globalnym ambasadorem marki Aston Martin. 33-latek miałby pojawiać się w spotach reklamowych i przyczynić się do wzrostu sprzedaży luksusowych samochodów.
Czytaj także:
Robert Kubica ma złe wieści
DTM. Kibice wracają na trybuny