F1. Williams wyłamał się z protestu. Gierki polityczne w Formule 1

Nie tylko McLaren, ale i Williams zrezygnował ze złożenia odwołania ws. kary dla Racing Point. Wpływ na decyzję Brytyjczyków mógł mieć fakt, że silniki dostarcza im Mercedes, który sam jest zamieszany w największą od lat aferę w F1.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
George Russell Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: George Russell
Racing Point otrzymał karę 0,4 mln euro i stracił 15 punktów do klasyfikacji konstruktorów Formuły 1 za to, że skopiował z zeszłorocznego bolidu Mercedesa wybrane części - m.in. tylny układ hamulcowy. Sędziowie stwierdzili, że ekipa z Silverstone złamała przepisy, ale kilka ekip uznało, że kara dla Brytyjczyków jest niewystarczająca.

Tymczasem jeszcze we wtorek McLaren zapowiedział, że nie będzie się domagać wyższej kary dla Racing Point. W środę do łamistrajków dołączył Williams. "Po dokładnym przyjrzeniu się sprawie, Williams postanowił nie składać formalnego odwołania od decyzji sędziów. Uważamy, że FIA w sposób wystarczający podjęła inicjatywę, która ma doprowadzić do zakazu kopiowania bolidów w roku 2021" - napisał zespół z Grove w oświadczeniu.

Tymczasem jeszcze przed sezonem 2020 to właśnie Claire Williams najgłośniej protestowała przeciwko sojuszom dużych zespołów z mniejszymi. Brytyjka w kilku wywiadach podkreślała, że w DNA jej zespołu jest bycie konstruktorem, co oznacza projektowanie i produkowanie części we własnym zakresie, nawet jeśli przekłada się to gorsze wyniki w F1.

ZOBACZ WIDEO: Lotos PZT Polish Tour. Paula Kania-Choduń: Tenis w końcu sprawia mi przyjemność

Skąd zatem tak nagła zmiana zdania McLarena i Williamsa? Mamy tu do czynienia z polityką. Mercedes od kilku lat dostarcza Williamsowi silniki i to na dodatek po niższej cenie, bo w zamian od roku 2019 w tej ekipie startuje protegowany niemieckiej ekipy - George Russell. Z kolei McLaren zacznie korzystać z jednostek Mercedesa od sezonu 2021.

Tymczasem to właśnie Mercedes jest zamieszany w aferę Racing Point. Niemcy mieli udostępnić zespołowi z Silverstone swój układ hamulcowy 6 stycznia 2020 roku, podczas gdy przepisy zabraniały tego typu praktyk począwszy od 1 stycznia 2020 roku. Do końca roku 2019 wybrane elementy można było odkupić od innego zespołu, ale akurat przed sezonem 2020 z tej listy wykreślono m.in. kanały dolotowe w tylnych hamulcach.

Mercedes kilkukrotnie przekonywał już, że nie ma sobie nic do zarzucenia w tej sprawie, a Toto Wolff zapowiadał nawet, że jest gotów na batalię prawną. Ta jest przesądzona, bo chociaż McLaren i Williams wycofały się z protestu, to złożyły go Ferrari i Renault.

Włosi i Francuzi domagają się wyższej kary dla Racing Point, bo ich zdaniem odebranie ledwie 15 punktów i grzywna finansowa w wysokości 0,4 mln euro są niewystarczające. Zwłaszcza że w bolidach RP20 nadal mogą być stosowane skopiowane elementy układu hamulcowego, bo niemożliwym jest oczekiwanie od zespołu, aby zaprojektował w tej chwili inne części. Dlatego Racing Point aż do końca kampanii będzie czerpać profity ze złamania regulaminu F1.

Wniesienie odwołania przez Ferrari i Renault sprawia, że sędziowie FIA nie mają wyboru i jeszcze raz muszą zająć się sprawą. Decyzja McLarena i Williamsa nic nie zmienia w tym zakresie.

Czytaj także:
Kimi Raikkonen powinien zakończyć karierę
Ferrari chce surowszej kary dla Racing Point

Czy Racing Point zasłużył na surowszą karę?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×