Tegoroczne Grand Prix Hiszpanii było wyjątkowe jak cały aktualny sezon. Z prostego powodu. Zazwyczaj wyścig na Circuit de Catalunya ma miejsce wiosną, kiedy południowy, śródziemnomorski klimat nie daje tak znać o sobie i nie obciąża na tyle opon. Co więcej, teamy Formuły 1 bardzo dobrze znają ten obiekt, ale coroczne, przedsezonowe testy również odbywają się w całkowicie innych warunkach atmosferycznych.
Najkrótszy wniosek, jaki można było wysnuć po niespodziewanej wygranej Maxa Verstappena na Silverstone był taki, iż wysokie temperatury sprzyjają Red Bull Racing, pogarszając jednocześnie szanse wyścigowe Mercedesa. Humory w ekipie prowadzonej przez Christiana Hornera musiały być więc dobre.
Przypomnijmy, że na Silverstone Verstappen był w stanie uzyskać wyraźnie lepsze tempo wyścigowe, pomimo straty pełnej sekundy do najszybszego Mercedesa w kwalifikacjach. Plan dla Maxa na kwalifikacje do GP Hiszpanii był zatem jasny. Zakładał on standardowe w ostatnich tygodniach trzecie pole startowe. Strata na pojedynczym okrążeniu jest bowiem do bolidów Mercedesa zbyt duża, więc bez jakiś niespodziewanych wydarzeń nie ma szans na pierwszą linię startową, a więc Holender musiał zagwarantować sobie start jak najbliżej Mercedesów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: w takiej roli kolegi Roberta Lewandowskiego z Bayernu jeszcze nie widziałeś. Poszło mu świetnie
Plan po raz kolejny został wykonany. Verstappen żartował bezpośrednio po sobotnich kwalifikacjach, że ma prenumeratę na trzecie pole. Pamiętajmy też, że choć Racing Point, czy ostatnio Renault potrafią zaskakiwać fenomenalnym tempem w kwalifikacjach i mogą stanowić potencjalne zagrożenie dla Verstappena, to jednak w sensie tempa wyścigowego są niemal zawsze mocno za Red Bullem. Start za jednym z takich bolidów mógłby oznaczać dla Maxa utratę szans na optymalny wynik.
Co ciekawe, Red Bull tym razem nie zdecydował się na pokerową strategię, odmienną od całej czołówki tak jak na ostatnim Grand Prix. Mam wrażenie, że świadczy to o świadomości własnej szybkości, konkurencyjności. Dla uzyskania takiego poziomu pewności siebie bardzo ważne było owe ostatnie zwycięstwo w GP 70-lecia. Red Bull nie musi stosować sztuczek. Wie, że przynajmniej przy tak wysokich temperaturach może być po prostu od Mercedesa szybszy.
A propos kwalifikacji, warto podkreślić formę Valtteriego Bottasa. Pisałem o Finie w ramach jego niedawnego pole position, ale aktualne, drugie pole startowe jest, w moim przekonaniu, nie mniej spektakularne. Mam na myśli przede wszystkim różnicę czasową między nim a Lewisem Hamiltonem (mniej niż 0,1 s.). To jest genialny i wyjątkowo równy poziom. Proszę zwrócić, dla porównania, uwagę jak oddaleni są od siebie po kwalifikacjach kierowcy Red Bulla. Różnica pomiędzy Verstappenem a Albonem to 0,7 s., czyli tyle ile Max tracił do najszybszego z Mercedesów.
W ramach różnic czasowych warto podkreślić niezwykle zbliżone wyniki kwalifikacji pomiędzy miejscami 9-13. Ta różnica to zaledwie 0,035 sekundy. To dowód na to jak zacięta walka toczy się w całej stawce F1.
Niedziela przyniosła odpowiedź na wiele pytań. Przede wszystkim na to, czy Red Bull nie czuł się zbyt pewny siebie. Teoretycznie miał do tego prawo. Jak pisałem, różnica w "czasówce" do szybszego z Mercedesów nie była tak duża jak na Silverstone, a piątkowe treningi na długim dystansie były bardzo obiecujące. Jednak zrównanie strategii wyścigowej z Mercedesem było trochę zbyt optymistyczne.
Mam wrażenie, że Verstappen wiedział to już dosłownie po pierwszych kilometrach wyścigu. Na starcie Holender miał trochę szczęścia. Nie tylko "wskoczył" na drugie miejsce, ale co ważniejsze, Bottas spadł za jeden z bolidów Racing Point, a więc od razu stracił bezpośredni kontakt z Maxem. Start jest zawsze bardzo ważny, ale w Barcelonie wyjątkowo. Po pierwsze, jest spora odległość od linii startu do pierwszego zakrętu, co prowokuje ataki, a po drugie potrzebna jest tu dość duża nadwyżka tempa do bezpiecznego wyprzedzania.
W pewnym sensie zatem start przypieczętował los końcowych wyników GP Hiszpanii. Verstappen na swoiste "podtrzymanie na duchu" ze strony zespołu w formie komunikatu "tempo Hamiltona jest niskie" od razu uświadomił swoich rozmówców mówiąc, że Lewis jedzie po prostu bardzo wolno. I tak w istocie było. Pamiętając to, co działo się przed tygodniem Hamilton podszedł do tempa wyścigowego wyjątkowo strategicznie. Jechał tak wolno, jak tylko było to możliwe, jednak nie dopuszczając Verstappena do strefy DRS.
Tak więc pomimo pozornie bardzo zbliżonych czasów okrążeń pomiędzy Lewisem a Maxem, mieliśmy w rzeczywistości bardzo zróżnicowane tempo wyścigowe, ponieważ jeden z nich jechał blisko maksimum możliwości, a drugi wyjątkowo relaksacyjnie. Miało to odzwierciedlenie w pierwszym pit-stopie. To Verstappen zjechał z czołówki jako pierwszy, wcześniej ostro narzekając na fatalny stan opon. - Czy muszę przypominać w jakim są stanie? - pytał przez radio.
Trudno się zatem dziwić frustracji Verstappen. Zazwyczaj jest w stanie się pohamować z nieprzyjemnymi dla zespołu komentarzami radiowymi. Tym razem nie do końca mu się to udało i w pełni go rozumiem. Red Bull powinien bowiem bardziej precyzyjnie ocenić swoją konkurencyjność, a nie popadać w hurraoptymizm. Pomiędzy ostatnim wyścigiem na Silverstone a Barceloną były dwie podstawowe różnice determinujące szanse Red Bulla.
Po pierwsze, miękka mieszanka opon, na której w Hiszpanii wystartował Verstappen. Mercedes zdecydowanie lepiej radzi sobie z tym wariantem ogumienia. Drugim, kluczowym aspektem, któremu mam wrażenie Red Bull nie poświęcił wystarczająco dużo uwagi był sam tor. Retoryka zdawała się być prosta. Kolejny upalny wyścig, a więc pewnie na mecie będziemy przed Mercedesem. Temperatura jest ważna, ale nawierzchnia na Silverstone, rodzaj asfaltu, to zupełnie coś innego od tego, co oferuje kataloński tor. I mam wrażenie, że właśnie ten aspekt bardziej determinuje konkurencyjność Red Bulla niż temperatura i trochę go zignorowano.
Przypomnijmy sobie słynny skandal z wybuchającymi oponami Pirelli raptem kilka lat temu. Gdzie to było? Właśnie na Silverstone. Nie oszukujmy się, obiektywnie Red Bull cały czas jest wolniejszy od Mercedesa. Oczywiście przede wszystkim brakuje tempa kwalifikacyjnego, ale wyścigowego również. Musi zatem zaistnieć cały zbiór warunków, aby sytuacja wyglądała tak jak na Silverstone.
Podsumowując, moim zdaniem Verstappen miał słuszne pretensje do zespołu i jasno wyraził je przez radio mówiąc, iż nie powinni koncentrować się na czyimś (Mercedesa) wyścigu, tylko brać pod uwagę optymalizację własnej strategii. Jak dla mnie jest to bezpośrednia aluzja do "pójścia z prądem" w sensie wyjściowej strategii oponowej. Red Bull nie popisał się również kreśląc wyścigowy scenariusz dla Alexandra Albona. Wyglądało to mocno chaotycznie i myślę, że jest dużo wniosków do wyciągnięcia na najbliższe wyścigi.
Ewidentnie najmocniejszym "elementem" zespołu w Hiszpanii po raz kolejny okazał się Verstappen. Osiągnął to, co było do osiągnięcia tak w kwalifikacjach, jak i w wyścigu. Niedociągnięcia strategiczne pozostawały w cieniu jego jazdy, a efekt i tak był nadzwyczaj pozytywny. Wygrał z jednym z Mercedesów i to z tym, z którym de facto miał wygrać, czyli z Bottasem. Pamiętajmy bowiem, że zarówno punktowo, jak i w sensie aktualnej formy czy pozycji w swoim zespole Hamilton jest realnie poza zasięgiem. Tymczasem już przed Grand Prix Hiszpanii Verstappen zajmował drugie miejsce w klasyfikacji, a niedzielnym wyścigiem swoją przewagę nad Bottasem powiększył.
Jarosław Wierczuk
Czytaj także:
Ostre słowa po wyścigu MotoGP. "Jest półmordercą"
Robert Kubica 13. w wyścigu DTM