Chociaż dla wielu Ferrari jest symbolem Formuły 1, to Włosi miewali jednak długie okresy, kiedy to nie potrafili zdobywać tytułów mistrzowskich. Dość powiedzieć, że przed sukcesem Michaela Schumachera w roku 2000 z ostatniego mistrzostwa w Maranello cieszyli się w sezonie 1979, gdy najlepszym kierowcą globu zostawał Jody Scheckter.
Obecnie Włosi też mają długą passę bez sukcesów - ostatni tytuł w klasyfikacji kierowców F1 zdobyli w roku 2007, gdy Kimi Raikkonen w dość kuriozalnych okolicznościach wywalczył mistrzostwo świata.
Od triumfu Raikkonena w F1 minęło 13 lat i na kolejne mistrzostwo w Maranello będą musieli jeszcze poczekać. Obecnie Ferrari zajmuje piąte miejsce w klasyfikacji mistrzostw. Biorąc pod uwagę, że zamrożono rozwój bolidów w dobie koronawirusa, to równie trudny dla Włochów będzie sezon 2021.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewis Hamilton zaskoczył sprzątaczkę. Tego się nie spodziewała
Kiepskie wieści fanom przekazał przy tym Mattia Binotto, szef Ferrari. - Kiedy Ferrari będzie na szczycie? Myślę, że jeśli spojrzymy na inne zwycięskie cykle w F1, to potrzeba na to wielu lat. W Formule 1 nie jesteś w stanie wymyślić czegoś z niczego. Potrzeba cierpliwości i stabilności - powiedział "Motorsportowi" Binotto, który zarządza ekipą od początku 2019 roku.
Słabe wyniki Ferrari w tym sezonie sprawiają, że część mediów domaga się już głowy Binotto. Włoch stanął przed trudnym zadaniem, bo zimą FIA wymusiła na jego firmie zmiany w silniku, bo ten miał być niezgodny z przepisami F1. Mocna jednostka napędowa maskowała przy tym inne braki konstrukcji Ferrari.
Gdy w tym roku w bolidach Ferrari zabrakło dodatkowych koni mechanicznych, wszelkie bolączki stały się bardziej widoczne. Tyle że inżynierowie nie mogą ich wyeliminować, bo z powodu pandemii koronawirusa rozwój maszyn jest zamrożony.
Nadzieją dla Ferrari może być rewolucja techniczna, do jakiej ma dojść w F1 w roku 2022. Nie ma jednak pewności, że to właśnie ekipa z Maranello najlepiej zinterpretuje nowe przepisy i skonstruuje najbardziej wydajne maszyny. Jeśli inżynierowie znów popełnią błąd, wyciągnięcie wniosków potrwa kolejne lata.
- Rozwój silników jest zamrożony, więc na naszą słabą jednostkę teraz nie możemy nic poradzić. Przygotowujemy ją na kolejny sezon. Na hamowni trwają prace i dobrze to wygląda. Przy rozwoju bolidu też są pewne ograniczenia. Jaki zatem mamy plan? Chcemy się skupić na kolejnych sezonach - nie tylko 2021, ale też 2022 - dodał Binotto.
- My mamy teraz do czynienia z bolidem, który nagle stracił moc. Wskutek kilku nowych dyrektyw inne ekipy też wyhamowały, ale u nas straty są największe. Jeszcze w zeszłym sezonie silnik maskował nasze główne problemy. Teraz ograniczenia maszyny są aż nadto widoczne - podsumował szef Ferrari.
Czytaj także:
Alfa Romeo rusza po Micka Schumachera
Ferrari musi myśleć o gruntownych zmianach