Kibice Formuły 1 przywykli do tego, że w ostatnich latach realną szansę walki o podia w F1 miały tylko trzy zespoły - Mercedes, Ferrari i Red Bull Racing. To konsekwencja błędów powielanych przez lata, które doprowadziły do tego, że trzy czołowe ekipy mogły liczyć na szczególne traktowanie i szereg przywilejów.
Wkrótce to się zmieni. Od przyszłego roku w F1 zacznie obowiązywać limit wydatków, którego poziom pierwotnie wyniesie 145 mln dolarów, a następnie zostanie obniżony do 135 mln dolarów w sezonie 2023.
Do tego w roku 2022 w królowej motorsportu pojawią się zupełnie nowe bolidy. Odejście od obecnych konstrukcji i całkowity reset F1 mają sprawić, że Mercedes, Ferrari i Red Bull Racing stracą obecną przewagę technologiczną nad mniejszymi rywalami.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niemiecki piłkarz poślubił zjawiskową prezenterkę telewizyjną
- Naszym celem jest dogonienie tej ekipy, która zajmuje pierwsze miejsce, czyli w tym przypadku Mercedesa, który od dawna okupuje pozycję lidera F1. Cieszymy się, że już w tym roku jesteśmy na poziomie Ferrari, bo dawno nie byliśmy w stanie prowadzić z nimi równorzędnej walki - mówi "Motorsport Week" Zak Brown, szef McLarena.
Wystarczy bowiem rzut oka na klasyfikację konstruktorów F1, by zrozumieć, że już dochodzi do zmian w F1. Ferrari jest dopiero szóste w tabeli, co jeszcze nie tak dawno byłoby nie do pomyślenia. McLaren jest trzeci, zaraz za nim plasuje się Racing Point.
- W roku 2022 czeka nas reset. To dla wszystkich świetna szansa. Renault spisuje się coraz lepiej. Racing Point tak samo, a od przyszłego roku będą mieć wsparcie czterokrotnego mistrza świata w postaci Sebastiana Vettela. Chcemy dogonić dwie ekipy przed nami, ale też musimy patrzeć za siebie. W tej chwili pięć, a może nawet siedem ekip zmierza do tego, by być poważnymi rywalami w walce o podia. To zasługa m.in. limitu budżetowego - dodaje Brown.
- Każdy zaczyna z czystą kartką papieru. To oznacza, że czeka nas niesamowita era w historii Formuły 1 - podsumowuje szef firmy z Woking.
Czytaj także:
Max Verstappen sfrustrowany ostatnimi problemami Red Bulla
Przyszłość DTM rysuje się w jasnych barwach