Max Verstappen wywołał skandal dyplomatyczny swoim zachowaniem w piątkowym treningu przed GP Portugalii. W końcówce sesji kierowca Red Bull Racing zderzył się z Lancem Strollem, w kierunku którego rzucił szereg obelg.
- Czy ten p... gość jest ślepy? Co do cholery jest z nim nie tak?! Jezu Chryste. Co za kretyn. Co za Mongoł. Mam uszkodzenia w bolidzie przez niego - rzucił Verstappen przez radio, a użycie słowa "Mongoł" w negatywnym kontekście doprowadziło do sporej awantury.
Oficjalnych przeprosin od Verstappena domagają się politycy i organizacje broniące dobrego imienia Mongolii, które walczą o to, by słowa "Mongoł" nie używać w negatywnym kontekście. Również w mediach społecznościowych na 23-latka wylała się fala krytyki. - To nie mój problem - powiedział w swoim stylu Verstappen jeszcze w trakcie weekendu wyścigowego w Portugalii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nowa rola Anity Włodarczyk
Problem w tym, że Verstappen nie po raz pierwszy użył słowa "Mongoł" w negatywnym kontekście. Część kibiców odkopała komunikat radiowy z GP USA z sezonu 2017. Wtedy kierowca Red Bulla "Mongołem" nazwał jednego z sędziów, po tym jak był niezadowolony z jego decyzji, która kosztowała go utratę miejsca na podium.
- Nie miałem na myśli nic złego. Nie chciałem nikogo skrzywdzić - zapewniał wtedy Verstappen, ale jego piątkowe słowa pokazują, że kierowca ekipy z Milton Keynes nie wyciągnął wniosków z tamtej sytuacji.
Powagę sytuacji zrozumiał Red Bull Racing. O ile jeszcze w sobotę i niedzielę Christian Horner, szef zespołu, tłumaczył zachowanie Verstappena stresem i emocjami wynikającymi z rywalizacji na torze, o tyle poważną rozmowę z Holendrem przeprowadził Helmut Marko.
- Takie komentarze są nie do przyjęcia. Powiedziałem Maxowi, że nie chcę, aby takie sytuacje powtórzyły się w przyszłości. To było naprawdę nie na miejscu - powiedział gazecie "De Limburger" doradca Red Bulla ds. motorsportu.
Czytaj także:
Mercedes nie będzie się mścić na Williamsie
Max Verstappen wywołał skandal dyplomatyczny