W ubiegłym tygodniu Formuła 1 omawiała temat obniżenia pensji kierowców. To kolejny etap zmniejszania kosztów w F1, po tym jak od przyszłego roku zespoły będą mogły wydawać maksymalnie 145 mln dolarów na sezon. Tyle że do tej kwoty nie będą wliczane m.in. wydatki na umowy zawodników oraz szefów ekip.
Pomysł zakłada, aby już od sezonu 2023 w F1 obowiązywał limit wynagrodzeń dla kierowców, w myśl którego mogliby oni zarabiać maksymalnie 30 mln dolarów rocznie. To problem dla Lewisa Hamiltona, który obecnie zarabia w Mercedesie ok. 40-45 mln dolarów, a w nowym kontrakcie ma żądać nawet rekordowych 55-60 mln.
- Nawet nie wiedziałem, że o tym dyskutujemy w F1. Z punktu widzenia kierowców to niespodzianka - powiedział Hamilton, cytowany przez RaceFans.net.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niewiarygodna wymiana! Wybiegł poza kort, wrócił i... Zobacz koniecznie
Hamilton podkreślił, że pomysł cięcia wydatków był poruszany jakiś czas temu, ale następnie nic z nim nie zrobiono. - Słyszeliśmy o pomyśle, by zmniejszyć pensje kierowców jakiś czas temu. To chyba było latem ubiegłego roku przy okazji GP Francji. Potem była cisza. I teraz słyszę o tym po raz pierwszy - dodał aktualny mistrz świata F1.
Zdaniem 35-latka, kierowcy powinni się zaangażować w rozmowy z F1 i ekipami, tak aby bronić swoich interesów. W negocjacje mogłoby się zaangażować Stowarzyszenie Kierowców F1 (GPDA). - To ważne, aby stowarzyszenie ściśle współpracowało z F1 i włączyło się do dyskusji na temat tych planów - stwierdził reprezentant Mercedesa.
Dyskusji na temat cięć kontraktów nie rozumie z kolei Toto Wolff. - Bazujemy tu na emocjach. Zespoły F1, aby były stabilne i atrakcyjne, muszą wykazywać rentowność. Tak jak każda inna firma, nie możemy generować strat. Jednak jasne jest też to, że najlepsi kierowcy na świecie, czołowi zawodnicy F1 powinni mieć wysokie pensje. Tak jak to jest w innych dyscyplinach sportu - powiedział szef Mercedesa.
Wolff zwrócił też uwagę na to, że kontrakty kierowców w F1 są mocno zabezpieczane na wypadek współpracy sportowców z innymi firmami. Wszystko po to, aby dany zawodnik nie został ambasadorem przedsiębiorstwa konkurencyjnego wobec jednego ze sponsorów ekipy. To sprawia, że umowy kierowców muszą być wysokie, bo nie mogą oni swobodnie "dorabiać" poprzez kontrakty reklamowe, tak jak to ma miejsce w innych dyscyplinach.
Problem polega na tym, że obecnie nowe prawo, ograniczające pensje, dotyczyłoby tylko Hamiltona. Wprawdzie w F1 powyżej 30 mln dolarów rocznie zarabiają w tej chwili Sebastian Vettel i Daniel Ricciardo, ale parafowali oni obecne umowy jakiś czas temu. Od roku 2021 Vettel i Ricciardo startować będą w nowych ekipach, a ich porozumienia z Aston Martinem i McLarenem opiewają już na mniejsze kwoty. Mówi się o ok. 20 mln dolarów za sezon.
Czytaj także:
Mongolia domaga się reakcji ONZ ws. Maxa Verstappena
Największy błąd w karierze George'a Russella