Lewis Hamilton od lat walczy o przestrzeganie praw człowieka w wybranych krajach, a od tego roku dodatkowo stał się jednym z największych ambasadorów ruchu Black Lives Matter w świecie sportu. To właśnie Brytyjczyk doprowadził do tego, że Formuła 1 wystartowała z kampanią #WeRaceAsOne, która ma promować równość i przeciwstawiać się nietolerancji.
W tym samym okresie, gdy F1 walczy z rasizmem, jej szefowie podpisują kontrakt na organizację GP Arabii Saudyjskiej. Już w listopadzie 2021 roku dojdzie do pierwszej edycji tego wyścigu - ma się on odbyć na ulicznym torze w Dżuddzie. W kolejnych latach, gdy już będzie gotowy obiekt w Qiddiyi, zmieni swoją lokalizację. Saudyjczycy za prawa do wyścigu F1 mają płacić ok. 60-70 mln dolarów rocznie.
Decyzji Formuły 1 nie rozumieją organizacje broniące praw człowieka. Dlatego też Felix Jakens, szef Amnesty International, liczy na zabranie głosu przez Hamiltona w tej sprawie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: w takiej roli Władimira Kliczko jeszcze nie widzieliśmy
- To byłoby piekielnie ważne, gdyby Lewis mógł zabrać głos w tej sprawie. Jest najbardziej znanym kierowcą w świecie F1. Gdyby wyszedł i powiedział "oto jest kraj, który ma przerażające standardy, jeśli chodzi o prawa człowieka", to sprawiłoby, że Arabia Saudyjska nie mogłaby wykorzystywać sportu do oczyszczania swojego wizerunku - powiedział Jakens, cytowany przez agencję GNN.
- Formuła 1 mówi o dywersyfikacji, stawianiu na nowe środowiska, niewykluczaniu osób ze społeczności LGBT. Dlatego też musi podejmować coraz większe wysiłki w zakresie obrony praw człowieka - dodał Jakens.
Rzecznik prasowy F1 nie chciał komentować sprawy praw człowieka w Arabii Saudyjskiej. Stwierdził jedynie, że "Formuła 1 przedstawiła swoje stanowisko w tej kwestii wszystkim swoim partnerom".
Czytaj także:
Koronawirus wpływa na wyniki finansowe F1
Nie ma nienawiści między Ferrari a Mercedesem