Praca zdalna wkracza do Formuły 1 na stałe. Zespoły czeka trudne zadanie

Koronawirus sprawił, że praca zdalna na dobre wkroczyła do F1. Nie zmieni tego nawet szczepionka na COVID-19. Coraz bardziej intensywny kalendarz startów wymusza na zespołach, by część obowiązków wykonywać z biur fabryki. Ekipy muszą się dostosować.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
pit-stop w wykonaniu Alfy Romeo Materiały prasowe / Alfa Romeo Racing ORLEN / Na zdjęciu: pit-stop w wykonaniu Alfy Romeo
Jeszcze kilkanaście miesięcy temu nikt w Formule 1 nie myślał, by pracować całkowicie zdalnie. Szefowie oraz mechanicy narzekali na coraz dłuższy kalendarz i spędzanie coraz większej ilości czasu poza domem. Pojawiły się też zarzuty, że wydłużanie rywalizacji o kolejne Grand Prix zwiększa koszty, bo ekipy muszą zatrudnić dodatkowy personel.

Koronawirus zmienił jednak reguły gry. Wiosną 2020 roku fabryki nagle zostały zamknięte i praca zdalna była jedynym wyjściem. Gdy kilka miesięcy później sezon ruszył, FIA i F1 wymusiła na ekipach zabieranie na wyścigi mniejszej liczby personelu. I po raz kolejny trzeba było sobie poradzić z pracą na odległość.

Praca zdalna w F1. Wymóg czasów

Doszło nawet do tego, że ostatnio Mattia Binotto nie był obecny na GP Turcji. Szef Ferrari został w Maranello, aby sprawdzić na ile można zarządzać personelem w sposób zdalny. Chciał też zobaczyć, jak w takich realiach funkcjonuje ekipa. Eksperyment ma być powtarzany w kolejnych miesiącach. Podobne plany ma też Toto Wolff z Mercedesa.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalne uderzenie na polu golfowym. Nagranie jest hitem

Praca zdalna staje się obowiązkiem w F1 i nie zmieni tego nawet szczepionka na COVID-19. Lada moment zespoły będą musiały ograniczać podróże nie ze względu na ryzyko związane z koronawirusem, a coraz dłuższy kalendarz. Sezon 2021 ma składać się z 23 rund, a na tym nie koniec.

Nowy sposób funkcjonowania przetestował też Williams, który ostatnio został zdziesiątkowany przez koronawirusa. W izolacji znalazł się m.in. Dave Robson, starszy inżynier wyścigowy ds. osiągów. Dlatego obserwował on ekipę w GP Turcji z ekranu komputera.

- Mogę robić wszystko zdalnie, jestem na to przygotowany w fabryce. Jednak jest to niezwykle trudne. Dopiero wtedy zdajesz sobie sprawę, jak wiele niuansów i rozmów cię omija, jak trudno poskładać pewne elementy w całość - powiedział "Autosportowi" Robson.

- Praca zdalna w F1 nie jest łatwa. Zwłaszcza gdy pojawiają się takie warunki jak ostatnio w Turcji. Gdyby weekend był łatwy i suchy, to pewnie byłoby łatwiej tym zarządzać. Nie byłoby bowiem wielu sytuacji, w które musiałem się zaangażować i nie miałbym tylu powodów do zmartwień - dodał pracownik Williamsa.

Przemęczony personel zmorą F1

Formuła 1 musi reagować, bo inaczej może jej grozić odpływ inżynierów, mechaników i szeregowych pracowników. Nie jest tajemnicą, że pensje personelu pozostającego w cieniu nie należą do najwyższych. Otrzymuje on ledwie kilka tysięcy dolarów miesięcznie, podczas gdy wiele czasu spędza się z dala od rodziny i w podróżach.

Dlatego wraz z każdym dodatkowym wyścigiem w kalendarzu F1 wśród takich pracowników może rosnąć ciśnienie i chęć poszukania pracy w innym środowisku. - Nie możemy zapominać, że najciężej pracują ci, którzy rozkładają i montują nasze garaże oraz mechanicy, którzy nieraz mają nieprzespane noce, jeśli coś idzie nie po naszej myśli - powiedział "Motorsportowi" Wolff, martwiąc się losem tych, którym pracy zdalnej nie można wprowadzić.

Dlatego szef Mercedesa, który w F1 jest niepokonany od 2014 roku, ma plan polegający na wprowadzeniu większej rotacji wśród personelu. Wtedy część zespołu mogłaby pozostać w domach albo pracować zdalnie. Tyle że mówimy o największym i najbogatszym teamie w stawce. Mniejsi gracze nie mogą sobie pozwolić na taki luksus.

Formuła 1 ma swój plan

Może się jednak okazać, że Formuła 1 całkowicie inaczej rozwiąże obecny problem. Szefowie F1 boją się, że praca zdalna doprowadzi do tego, że w fabrykach powstaną ogromne załogi, na które składać się będą liczni inżynierowie i specjaliści. W efekcie dojdzie do kolejnego wzrostu wydatków, bo zwiększy się liczba personelu pracującego bezpośrednio z zakładów, którego zadaniem będzie przeanalizowanie każdego detalu treningu czy kwalifikacji F1.

W padoku pojawił się pomysł, by zakazać formowania "zdalnych garaży". - Bylibyśmy w stanie bez nich funkcjonować. Jeśli cofniemy się wystarczająco w czasie, to nie było czegoś takiego, a zespoły na miejscu też potrafiły wykonać świetną robotę. Bolidy były legalne i bezpieczne - stwierdził Robson, którego Williams najlepsze lata przeżywał właśnie w czasach, gdy Formuła 1 nie była wyścigiem zbrojeń, a ekipy nie były rozrośnięte do granic możliwości.

- Będziemy sobie w stanie poradzić, nawet mając zakaz pracy zdalnej. O ile wszyscy będą go przestrzegać. Można pójść tą drogą. Czy to jednak lepsze rozwiązanie? Nie wiem - podsumował starszy inżynier wyścigowy Williamsa.

Czytaj także:
Atak nożownika w Andrychowie. Mężczyźnie grozi do 5 lat więzienia
Franek Dubaniowski w szpitalu. Został zaatakowany nożem

Czy praca zdalna to przyszłość F1?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×