Lewis Hamilton od roku 2014 zdominował rywalizację w Formule 1, ale wynika to z przewagi, jaką posiada Mercedes nad resztą rywali. Mimo to, w pojedynczych wyścigach wyrównane pojedynki z Brytyjczykiem toczy Max Verstappen. Holender dysponuje jednak znacznie gorszym bolidem Red Bull Racing.
Zdaniem kierownictwa "czerwonych byków", Holender już przegonił aktualnego mistrza świata F1 pod względem czystych umiejętności wyścigowych. - Verstappen jest najlepszy, tak. Utwierdził mnie w tym występ Russella w GP Sakhir - powiedział Christian Horner w RacingNews365.
George Russell, na co dzień kierowca Williamsa, zastąpił Lewisa Hamiltona w GP Sakhir ze względu na wykrycie koronawirusa u 36-latka. Brytyjczyk od pierwszej chwili osiągał konkurencyjne czasy za kierownicą Mercedesa i był bliski odniesienia zwycięstwa w Bahrajnie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niesamowity efekt. Zobacz, co się stało z wylanym wrzątkiem przez siatkarza
- Nie jestem ślepy na to wszystko, co osiągnął Hamilton. Jako kierowca ma jednak dostęp do bardzo dobrego samochodu, podczas gdy Verstappen musi wyciskać maksimum z bolidu za każdym razem. Czasem nawet musi dawać z siebie więcej, niż pozwala na to maszyna - zaznaczył szef Red Bulla.
Horner stoi na stanowisku, że gdyby w podobnej sytuacji Russell wskoczył do bolidu Red Bull Racing, to nie byłby w stanie powalczyć o wygraną w wyścigu F1. - Kierowca Williamsa od razu w pierwszym występie zakwalifikował się w pierwszym rzędzie, prawie wygrał wyścig. Gdyby ktoś wskoczył do bolidu Maxa, bo ten złapałby koronawirusa, nawet nie zbliżyłby się do jego poziomu wydajności - podsumował Brytyjczyk.
Świetny występ George'a Russella w GP Sakhir sprawił, że sam Mercedes zaczął się zastanawiać nad osobą Lewisa Hamiltona. Niemcy nie potrafią dojść do porozumienia z 36-latkiem ws. nowej umowy i nie chcą spełnić jego żądań. W Mercedesie mają bowiem świadomość, że Russell w bolidzie stajni z Brackley jest w stanie osiągać równie dobre wyniki.
Czytaj także:
Carlos Sainz zadebiutuje w Ferrari
Ciąg dalszy skandalu w F1. Mongolia chce zmian